– Utulenie, dotyk, kołysanie dają dziecku poczucie miłości i bezpieczeństwa, a miłością nie da się rozpieścić – mówi w rozmowie z sisandkids.pl Aleksandra Wilk-Przybysz, doradca chustowy. Jak dodaje, dobrze jest „przyzwyczaić dzieci do bliskości, pokazać im, że zawsze mogą na nas liczyć, już od samego początku”. – To zaprocentuje w przyszłości – zapewnia. Rozmową z Olą rozpoczynamy nasz piątkowy cykl rozmów o dzieciach i rodzicielstwie.
Sisandkids.pl: Zawsze wiedziałaś, że będziesz nosić swoje dzieci?
Aleksandra Wilk-Przybysz: Nie było tak, że planowałam chustonoszenie na długo przed pojawieniem się pierwszej córki. Przyszło ono do mnie samo, instynktownie i z powodu poszukiwania rozwiązań do wielu codziennych sytuacji. Córka bardzo potrzebowała bliskości, jak większość noworodków. Chusta pomagała nam odpowiedzieć na jej potrzebę tulenia się, a mi pozwalała w tym samym czasie pozostać mamą aktywną, która poza tuleniem maluszka może co nieco załatwić.
Mieliśmy psa, który potrzebował codziennych spacerów, więc chusta przydawała się także i tu. Połączenie wózka, wertepów w lesie i czworonoga, chcącego się wybiegać, nie było zbyt ciekawe. Dzięki chuście takie spacery stały się łatwe i przyjemne. Mogliśmy też z mężem nadal spacerować po miejscach, do których wózek by nie dotarł, czy zatańczyć wspólnie na weselu znajomych, gdy córka miała zaledwie 1,5 miesiąca. Sytuacji, w których chusta stała się rozwiązaniem, była niezliczona ilość.
Co takiego urzekło Cię w chustowaniu i co sprawia, że coraz więcej rodziców decyduje się nosić swoje dzieci?
Urzekła mnie przede wszystkim niezwykła więź, jaka tworzy się miedzy osobą noszącą, a maluszkiem. To ciepło, tulenie, serca blisko siebie i kołysanie dziecka w rytmie, który zna już z czasów, gdy było po tamtej stronie brzucha. Daje to ogrom spokoju, pomaga bardziej zrozumieć potrzeby dziecka, odpowiadać na nie na bieżąco. Przede wszystkim jednak ta bliskość jest krokiem do większej wiary w swoje rodzicielskie kompetencje.
Rodzicom często brakuje wiary w siebie, wiary w to, że robią dobrze. Brakuje im odwagi, by zaufać swojemu instynktowi. Często ta bliskość, której doświadczają pierwszy raz motając chustę, jest kamieniem milowym w ich relacji z dzieckiem. Dodaje wiatru w żagle i pozwala cieszyć się nowym etapem życia, w jakim się znaleźli.
Kto nosi częściej? Kobiety czy mężczyźni?
Najczęściej spotykamy mamy noszące, jednak muszę podkreślić, że to nie dlatego, że my kobiety robimy to lepiej, lecz dlatego, że to głównie my jesteśmy z maluszkami podczas pierwszych miesięcy ich życia. To nam ta chusta ułatwia codzienność, podczas gdy nasi partnerzy/mężowie są w pracy.
Zauważam jednak z wielką radością, że chustonoszenie jest coraz bardziej popularne wśród tatusiów. Zawsze niezwykle wzrusza mnie widok taty z zamotanym maluchem. Dla mężczyzn jest to nie tylko wygoda, ale też sposób budowania relacji z dzieckiem, już od pierwszych dni życia. To właśnie wtedy, gdy wydaje się, że noworodek potrafi uspokoić się tylko przy piersi mamy, okazuje się, że mocne spowicie i przytulenie, jakie daje chusta na klatce piersiowej ojca, jest tym, czego dziecko potrzebuje i na co reaguje niezwykle pozytywnie.
Wiele chustowych marek to polskie firmy, często pod zagraniczną nazwą. W polskich miastach organizowane są różne chustowe eventy, konferencje, a chustowe grupy na Facebooku mają coraz więcej fanów. Skąd u nas w kraju taki boom na chusty?
Całe szczęście wracamy do korzeni. Wracamy do tego, że rodzicielstwo stoi bliskością i intuicją, stąd też powrót do chust, które obecne były w Polsce już dawno temu. Zresztą nie tylko w Polsce, ale i na całym świecie. Przecież wózki to wynalazek dopiero XIX wieku. Rodzice szukają wygody, szukają sposobu ukojenia dziecka i odpowiedzi na jego potrzeby. Chusta wydaje się wtedy najprostszym rozwiązaniem.
W Polsce jest wręcz moda na noszenie w chuście. Osobiście bardzo się z tego cieszę, bo nawet jeśli ktoś w chustonoszeniu kieruje się tylko modą, to dziecko i tak na tym korzysta. Dostaje większą dawkę bliskości i pokazuje rodzicom coś, na co bez pomysłu chustonoszenia by nie wpadli.
Komu bardziej potrzebna jest chusta? Dziecku czy rodzicowi?
Dziecku chusta sama w sobie nie jest potrzebna. Potrzebna mu jest bliskość rodzica i odpowiedź na sygnały, które mu wysyła. Chusta jest w tym wszystkim narzędziem, które pomaga rodzicowi na potrzeby odpowiadać. Może być środkiem transportu maluszka, czy pomocą w jego tuleniu. Może być także hamakiem, który przyda się do relaksu czy zabawy lub kocykiem, który otuli. To gadżet, dający wiele możliwości dla dwóch stron.
Od kiedy można zacząć motać dziecko? Czy są sytuacje, kiedy maluszka nie powinno się nosić w chuście?
Gdy mamy do czynienia z dzieckiem zdrowym, to tak naprawdę nie ma przeciwwskazań, aby rozpocząć chustonoszenie już od pierwszych dni życia. Motając maluszka należy jednak pamiętać bardzo mocno o tym, żeby dbać o zdrową pozycję w chuście.
Jeśli nie jesteśmy pewni, czy pozycja jest dla dziecka korzystna lub czy wiązanie wykonane jest prawidłowo, najlepiej skontaktować się z osobą doświadczoną, tj. z doradcą chustowym. Doradca dobierze nam odpowiednie wiązanie dla dziecka i dla nas, i nauczy, jak je wykonywać w odpowiedni sposób. Pomoże też zrozumieć, jak uzyskać i utrzymać zdrową pozycję dla dziecka w chuście, oraz czym tak naprawdę jest ta korzystna pozycja. Niestety wielu rodziców nie wie, jak prawidłowo nosić i podnosić dzieci (i mówię tu nie tylko o chuście). Dlatego warto wcześniej upewnić się, że znamy zasady prawidłowej pielęgnacji naszego maluszka.
Jeśli chodzi o przeciwwskazania: w niektórych sytuacjach możemy mieć tymczasowy zakaz noszenia w chuście. Przykładem mogą być wcześniaki o bardzo niskiej masie (wtedy początkowo zaleca się samo kangurowanie, a noszenie w chuście dopiero od momentu osiągnięcia około 2,5 kg wagi) albo dzieci z mocnymi problemami z napięciem mięśniowym (tu noszenie nie jest zakazane, jedynie utrudnione, bądź musimy się z nim wstrzymać do pierwszych efektów w rehabilitacji maluszka).
Spotykasz się z rodzicami na warsztatach i spotkaniach chustowych. Jakie obawy związane z noszeniem mają zwykle rodzice? Co najczęściej ich przeraża przed pierwszym motaniem?
Niestety najczęściej spotykam się z obawami o to, że dziecko przyzwyczai się do noszenia. Gdzieś w rodzicach siedzi powtarzana jak mantra obawa, że dziecko będzie wymuszać noszenie i nie da im spokoju. Boją się, że nie będzie samodzielne i będzie ich wręcz terroryzować. Początkowo bardzo mnie smuciło, że taka obawa jest nadal żywa w sercach tak wielu ludzi, ale rozumiem ją, bo sama jako mama byłam zasypywana złotymi radami, jak to powinnam od pierwszych dni uczyć dziecka „samodzielności”.
Jest jednak światełko w tym tunelu. Rodzice coraz mocniej czują, że dziecko przecież nie wymusza bliskości, tylko tej bliskości po prostu potrzebuje. To tak jak my, dorośli – też lubimy przytulić się do kogoś, być blisko, poczuć czyjeś ciepło. Dziecko przez tyle miesięcy czuło docisk i spowicie poprzez wody płodowe i worek owodniowy. Czuło tulenie i kołysanie, wsłuchiwało się w przepływ naszej krwi, bicie serca, czy też stłumione dźwięki, które docierały z drugiej strony brzucha. To utulenie, dotyk, kołysanie, dają dziecku poczucie miłości i bezpieczeństwa, a miłością nie da się rozpieścić. Miłością i odpowiadaniem na potrzeby tak elementarne, jak poczucie bycia kochanym i zauważonym, budujemy w tym małym człowieku pewność siebie i naszej relacji. Budujemy skrzydła, dzięki którym ten nasz pisklak wyleci któregoś dnia z gniazda pewny siebie.
Naprawdę fajnie jest „przyzwyczaić dzieci do bliskości”, pokazać im, że zawsze mogą na nas liczyć, już od samego początku. To zaprocentuje w przyszłości. Widzę to codziennie po moich córkach – z dzieci, które wg niektórych miały być niesamodzielne, niepewne i uwiązane przy maminej spódnicy, wyrosły nam dwie fantastyczne i przebojowe dziewczyny, które bez problemu odnajdują się w nowych sytuacjach, a empatią wobec siebie i innych, zadziwiają nas każdego dnia. Bez wątpienia możemy się od nich wiele nauczyć.
Wracając do obaw… bywają też zwykłe lęki, np. „czy dam sobie radę z tym materiałem”. Jednak z tą niepewnością łatwo sobie radzimy i aż miło patrzeć, jak rodzice szybko uczą się, że motanie chusty może być proste i miłe.
Czy każde dziecko da się zachustować, czy może spotkałaś się z przypadkami dzieci, których do chust nie dało się w żaden sposób przekonać?
Jeżeli mówimy o dziecku zdrowym, to nie powinno być żadnego problemu, aby takiego maluszka zachustować i być z nim blisko. Ta bliskość jest bowiem naturalna, tak samo jak pozycja, którą w chuście chcemy uzyskać. Zdarzają się jednak przypadki, kiedy motanie kończy się niepowodzeniem. Są dwa główne powody.
Pierwszym i największym jest stres rodzica i brak wiary w siebie oraz w to, że się uda. W przypadku, gdy rodzic się denerwuje i za każdym dotykiem chusty, za każdym jej dociągnięciem, całą swoją mową ciała daje sygnał: „nie dam sobie rady, nie chcę, to bez sensu, on/ona i tak tego nie polubi”, to faktycznie, nie uda nam się. Dziecko doskonale czuje nasze nerwy i nie oczekujmy, że będzie zrelaksowane, tuląc się do zdenerwowanego i zestresowanego rodzica.
Mam takie powiedzenie, które bardzo lubię i które bardzo pasuje w tym przypadku: „Jeśli Ci zależy, uda Ci się i znajdziesz sposób. Jeśli Ci nie zależy, znajdziesz wymówkę”. Oczywiście, lekki stres przed pierwszą próbą w chuście jest normalny. Warto się jednak zrelaksować, pokołysać, poszumieć, czy pomruczeć maluszkowi podczas motania.
Drugim powodem, dla którego nie udaje się z chustą, jest niestety zła pielęgnacja dziecka. Jeśli mamy do czynienia z dzieckiem zdrowym, ale noszonym w sposób nieprawidłowy (brak podwijania miednicy, sztywne noszenie), dziecko przywyka po pewnym czasie do tego typu pielęgnacji i bardzo źle znosi zdrową pozycję, jaką chcemy mu zaproponować w chuście.
Oczywiście jest wyjście z tej sytuacji: aby móc chustować takiego maluszka, musimy zacząć od zmiany naszych codziennych nawyków. Powinniśmy nauczyć się, jak prawidłowo podnosić, przetaczać czy nosić dziecko na rękach. Jeśli będziemy konsekwentni, to szybko naprawimy błędy i maluszek zacznie z powrotem akceptować naturalną pozycję. Co więcej, zauważymy, że nie tylko polubi noszenie w chuście i ją zaakceptuje, ale stanie się ogólnie spokojniejszy, nie będzie się tak prężyć, denerwować, czy odginać jak wcześniej.
Od czego powinien zacząć rodzic, który decyduje się na chustowanie? Jaką chustę wybrać na początek?
Na początek poleciłabym spotkanie z doradcą chustowym. Naprawdę warto zainwestować w dobrą naukę prawidłowej pielęgnacji dziecka i tego, jak odpowiednio uzyskiwać i utrzymywać zdrową pozycję malucha. Doradca dodatkowo opowie nam o chustach, ich rodzajach, cechach i o tym, jak dobrać odpowiednią dla siebie.
Chust na rynku jest ogrom i z pewnością byłby to dobry temat na oddzielny artykuł. Z najważniejszych jednak rzeczy: wybierzmy chustę tkaną, nie elastyczną. W elastycznej nie uzyskamy pozycji, w której miednica będzie podwinięta, a kręgosłup dziecka odciążony. Dobrze też dobrać odpowiedni rozmiar (tj. długość) chusty. W skrócie – im nas więcej w klatce piersiowej, tym większy metraż będzie nam potrzebny do omotania się razem z maluszkiem.
Czy prawidłowego noszenia można się w ogóle nauczyć samemu?
Myślę, że jest to możliwe i wiele osób uczy się samodzielnie, jednak tu, poza dużym instynktem, trzeba mieć wiedzę o tym, co oznacza zdrowa i odciążona pozycja dla danego wieku i dojrzałości maluszka. Bez tej wiedzy nie będziemy w stanie samodzielnie skontrolować, czy nasze motanie jest dobre, czy nie. Bo zawiązać dziecko w chustę tak, aby po prostu się trzymało, to żadna sztuka. Chodzi tu jednak o to, żeby zrobić to tak, aby nie dość, że było blisko, to jeszcze miało pozycję, która będzie wspierać jego prawidłowy rozwój.
Radziłabym też uważać na gotowe instrukcje obrazkowe, czy internetowe tutoriale. Dużo tam dobrych, ale też złych rad, a osobie początkującej, może być ciężko odróżnić jedne od drugich.
Fot. Michał Przybysz
Leave A Reply