Kalendarze adwentowe od jakiegoś czasu robią w sieci furorę. Pięknie wykonane, z dbałością o szczegóły, z uroczymi prezentami, gadżetami, stopniujące napięcie. Choć sama nigdy ich nie robiłam i nie czułam też potrzeby, by je robić, w tym roku uległam. W ostatniej chwili. Po co? By bardziej „być”.
(Tekst z listopada 2018 r.)
W domu, jako dzieci (a później też dorosłe kobiety, na specjalne życzenie) dostawałyśmy od Mikołaja kalendarz adwentowy z czekolady. Oczywiście 6 grudnia i znaleziony w wyczyszczonych wieczór wcześniej butach. Ta data była najlepsza, bo można było bezkarnie zjeść aż sześć okienek (wszak zaczynał się od jedynki). Później codzienna porcja czekoladki i wielka ekscytacja 24 grudnia, bo okienko było największe. Takie mam wspomnienie z kalendarzem adwentowym. Fajny. Smaczny. Tyle.
Duuużo bardziej przeżywałam jednak codzienne roraty, lampiony, mroźne zimowe poranki, gdy szłyśmy do kościoła, robienie dobrych uczynków, pieczenie pierników, wyciąganie ozdób z pudełek, strojenie choinki, nadziewanie pomarańczy goździkami i składki drobniaków na prezenciki dla rodziców i dziadków (więcej o naszych świątecznych tradycjach napisałyśmy z Anią TUTAJ-klik).
Kalendarz był drobnym elementem układanki. Czekoladowym. Innego nie znałam. A że dzieci mam małe i nie daję im cukru i chemii, do głowy by mi nie wpadło, by im na tym etapie życia czekoladowe kalendarze do butów wkładać.
I wtedy nadeszły czasy Instagrama. A ja dowiedziałam się, że kalendarz adwentowy to nie jest to, co ja myślę i co pamiętam z dzieciństwa. Że są inne. Wcale nie z czekolady. Kreatywne. Ręcznie robione. Piękne. Zjawiskowe czasem. Z różnymi drobiazgami, umilające oczekiwanie. Że tyle osób je robi. A jak nie robi, to się zastanawia czasem czy jest gorszym rodzicem (właściwie matką, bo ojcowie sobie takimi rzeczami głowy nie zawracają). A te kalendarze… to nowy zwyczaj. Takie coś must have.
„Nie robię/Zrobię”
Plan był taki: „Nie robię”.
Potem: „W sumie fajne. Zrobię. Będzie dziecku miło (tylko starszak wchodził w grę, młodszy nie ogarnia).
Potem: ” Zrobię taki prosty, ale bez prezentów. I tak ma tego tyle, po co kolejne pierdoły. Wsadzę mu zdrowe przekąski i owoce”.
Potem: „Nie, bez sensu. Po co w ogóle. Po co 24 prezenciki, skoro te owoce i tak zjada codziennie”.
Potem: „Kurczę. A może to nie jest zły pomysł z tym kalendarzem? Żeby mu jakoś czas zaznaczyć, żeby coś wyjątkowego było, żeby mógł odliczać jakoś do tej Wigilii”.
I ta myśl ostatecznie zwyciężyła. Jak możecie się domyślać chwilę przed „deadlinem”. Ale tym, co przeważyło była inna myśl, wyczytana na Instagramie, o tu niżej, że „jest ogromna róźnica między przygotowaniem się do dnia ślubu, a przygotowaniem się do małżeństwa”.
A jak przeoczę?
Ze Świętami jest podobnie. I tak będziemy stroić choinki, piec pierniczki, robić ozdoby świąteczne, pakować prezenty i ozdabiać mieszkania. Będą porządki i gotowanie. Ale… jak mi znów w tym wszystkim umknie gdzieś najważniejsze? Jak to przeoczę, jak mi przeleci przez palce, jak się obudzę kilka dni przed Świętami, że jakiś niedosyt czuje, że za mało duchowo?
A może zrobić ten kalendarz adwentowy, ale niech on będzie rzeczywiście adwentowy i przygotuje dziecko (i nas, rodziców) na coś cudownego? Na narodzenie Jezusa – Miłości?
Niech będzie taką przypominajką, pretekstem. Do zrobienia czegoś dobrego, do rozmowy, do modlitwy, do przeczytania Biblii, do życzliwości, do pomocy innym, do uporządkowanie jakichś spraw. Żeby być lepszym. Żeby bardziej być niż mieć. Żeby więcej dać niż chcieć. Żeby cieszyć się czymś razem i razem coś przeżywać. Żeby trochę nad sobą popracować.
To zrobiłam. Dwa. Jeden rodzinny z zadaniami dla nas razem (starszak pomagał mi w wieszaniu sznurka i przyczepianiu karteczek) i jeden dla siebie – na duchowego kopa.
Jak? Tak jak na zdjęciu:

Kalendarz z zadaniami dla nas wszystkich
Pomysły na dobre uczynki – DIY
Wbiłam dwa gwoździki, przyczepiłam dwa sznurki, wycięłam ze złotego i szarego papieru 24 karteczki na których wypisałam krótkie zadania. Potem je ponumerowałam i zaczepiłam na sznurek (właściwie synek zaczepił).
Proste. Nie trzeba do tego właściwie niczego specjalnego.
Więcej wysiłku włożyłam w wymyślenie zadań, które będziemy wykonywać. Zapisałam je raczej w neutralnej formie. Unikałam dziecięcego języka, wychodząc z założenia, że dorosły przeczyta głośno treść, a później ewentualnie ją dziecku dopowie w razie wątpliwości.
A zadania? Podam Wam kilka przykładów. Starałam się, żeby były taką zachętą do dobrych uczynków:
„Uśmiechaj się dziś. Szeroko. Do bliskich.”
„Pomyśl o tym co masz. Zrób listę 10 rzeczy, za które jesteś wdzięczny”
„Przytul się dziś mocno. Powiedz kocham tym, których kochasz”
„Wyręcz dziś kogoś w codziennych obowiązkach”
„Otwórz szafę i przejrzyj swoje ubrania. Oddaj część tym, którzy są w potrzebie”
„Znajdź kogoś, komu możesz pomóc. I pomóż”
Można pójść też dalej, bardziej duchowo:
„Idźcie razem na roraty”
„Przeczytajcie historię o Zwiastowaniu”
„Uklęknijcie razem do modlitwy i pomódlcie się”
„Nauczcie dziecko kolędy i śpiewajcie razem”
„Przeczytajcie fragment o Bożym Narodzeniu i porozmawiajcie o nim”
„Poznajcie historię Waszych patronów. Opowiedźcie dziecku o jego świętym”
Potraktujcie to jako inspirację. Sami najlepiej wiecie, czego Wam potrzeba. Zadania jednoczące rodzinę – wspólny spacer, wspólna zabawa (wszystkich bez wyjątku), czas totalnie „offline”, zrobienie lampionu, ozdób choinkowych – wszystko, co sprawi że pobędziecie ze sobą, tak z radością i zaangażowaniem, będzie super. A jeśli do tego porozmawiacie o tradycji, wierze, pomaganiu innym czy rzeczach ważnych – super do kwadratu.
Nic nie stoi na przeszkodzie, żebyście dołożyli takie zadania do kalendarzy, które macie (jako taki bonus). Mój idealny kalendarz zawierałby 24 zadania rodzinne i… 48 mandarynek (po 24 dla każdego syna). Może za rok dołożę owoce. Teraz by się nie zmieściły. Dostaną do butów 6 grudnia;)
Dodatkowy kalendarz. Na duchowy głód
Dobra, to było o rodzinie. Ale zrobiłam też coś dla siebie. Niech to będzie propozycja dla tych, którzy potrzebują duchowego „kopa”. Bo Adwent to doskonały moment, żeby rozgrzać wiarę.
Od kilku lat, w tym przedświątecznym pędzie, mam wyrzuty sumienia, że jakoś mi te Święta umykają. Że ten Adwent mija niezauważenie, na sprawach doczesnych, codziennych, a ja czuję jakiś duchowy głód. Bo modlitwa jakaś taka w pośpiechu, czasem przypadkiem, czasem wcale, bo nie ma czasu na spokojną refleksję, na roraty, na przeczytanie Biblii. Dlatego w tym roku chcę mieć „przypominajki”, które pomogą mi lepiej przygotować serce.
Wymyśliłam sobie, że na 24 kartkach umieszczę losowe cytaty z Pisma Świętego. A właściwie nie cytaty, tylko nazwę ksiegi i numer rozdziału, który danego dnia przeczytam. Zupełnie przypadkowo wybrany. Np. Pieśń nad Pieśniami rozdział 5. Albo Mt 15. Księga Rodzaju 25. Coś jak otwieranie Biblii na dowolnej stronie i czytanie fragmentu.
Wypisałam więc na karteczkach z szarego i złotego papieru takie biblijne kody (dowolne księgi, dowolne rozdziały), złożyłam je, ponumerowałam i przyczepiłam mini klamerką do wykałaczek od szaszłyków. Tak przygotowane wstawiłam do wazonu. Będę po nie sięgać każdego dnia, a potem czytać wylosowany fragment i chwilę nad nim dumać.
Przypominajka. Po prostu
Co zamiast cytatów? Tzn biblijnych kodów? Mogą być proste zadania: zmów różaniec; idź do kościoła; przeczytaj fragment Pisma Świętego, pomódl się do swojego patrona; odmów koronkę; odmów litanię; pomódl się z kimś; wspomóż potrzebującego; zrób rachunek sumienia; idź do spowiedzi; przeczytaj fragment dowolnej papieskiej encykliki, posłuchaj religijnej muzyki czy np. włącz rekolekcje o. Szustaka na YouTube. Albo miks biblijnych kodów i duchowych zadań. Wszystko zależy od Was i Waszego duchowego zapotrzebowania.
Tak naprawdę możecie przygotować 24 karteczki, które wrzucicie do koperty, czapki, skarpety, CZEGOKOLWIEK i będziecie losować każdego dnia. Żeby nie było, że brak czasu na przygotowanie czegoś specjalnego Was powstrzyma. Bo to o treść chodzi. Nie o formę. O „przypominajkę”. I o to, że dzięki niej zrobicie coś, co być może w tej codzienności umyka.
Mało tego, kto powiedział, że trzeba z tym zadaniami wystartować 1 grudnia? Każdy przedświąteczny moment jest dobry, by dołączyć (choć wiadomo, im wcześniej, tym lepiej. I spokojniej)
Bez względu na to, w którą stronę pójdziecie, pamiętajcie jedno – że w tych Świętach i czekaniu chodzi o to, żeby być. Być bardziej niż zwykle. Bardziej kochać, bardziej pomagać, bardziej otwierać serca.
A jeśli macie swoje patenty na to, jak ten Adwent lepiej wykorzystać, dajcie mi koniecznie znać w komentarzach. Ich napisanie zajmie Wam chwilę. A poza tym dowiem się, że tu jesteście;)
Spodobał Ci się wpis? Zostaw po sobie ślad – skomentuj, udostępnij, powiedz o nas znajomym.
Chcesz być na bieżąco? Polub sisandkids.pl na Facebooku
Wolisz oglądać i słuchać? Obserwuj nas na Instagramie
CZYTAJ TEŻ:
O bohaterce, która myślała, że poniosła klęskę
Dzikie noce, których nigdy nie zapomnę
O tęsknocie, która rozdzierała serce
Karmienie w tandemie. O złości i trudnych emocjach
4 komentarze
Świetny pomysł i dla dzieci, i dla dorosłych. W tym roku Święta i przygotowania do nich będą wyjątkowe. Może jeszcze nie kalendarz ale wieńce adwentowe są w planach.
Wspaniale! Radosnego oczekiwania zatem!😘
Ja już Ci o tym mówiłam, ale napiszę to tutaj – to jest pomysł tak genialny w swej prostocie, że, że… no że szok! Dobrego oczekiwania!
A ja Ci raz jeszcze podziękuję! Na proste rzeczy czasem wpaść najtrudniej 🙂 Cieszę się, że mnie natchnęło♥️ I się na ten czas.I na to czytanie 🙂