Budujące, motywujące i zaskakujące – takie są książki, o których zaraz Wam opowiem. Wszystkie dotyczą porodów i kobiecości i wszystkie otwierają oczy na rzeczy, o których często nie myślimy, a które w czasie ciąży i porodu odgrywają ogromną rolę. To ważne, by oswoić poród. By odpowiednio się do niego nastawić lub przepracować złe lub inne od wymarzonych doświadczenia z poprzedniego. Żałuję, że nie przeczytałam tych książek w trakcie pierwszej ciąży, bo byłabym mądrzejsza, spokojniejsza i bardziej pewna siebie.
(wpis z sierpnia 2017)
1. Irena Chołuj – „Urodzić razem i naturalnie”
Irena Chołuj to kobieta niezwykła. Położna z wielkim sercem i kilkudziesięcioletnim doświadczeniem, nazwana przez prof. Włodzimierza Fijałkowskiego „matką porodów domowych końca XX wieku”. Równie niezwykła jest jest książka, którą (jak pisze sama autorka) kieruje „przede wszystkim do tych małżeństw, którzy zamierzają być rodzicami”, a także do tych, którzy „oczekują na narodziny poczętych już dzieci oraz tych, którzy rodzili i chcieliby dobrze przeżyć poród z innymi”.
„(…) jestem przekonana, że człowiek powinien rodzić się otoczony miłością obydwojga rodziców, w godnych, najlepszych warunkach, o co powinni postarać się jego rodzice, oraz pomocnicy porodowi. Rodzenie razem we własnym domu, do którego rodzice zapraszają wybraną przez siebie położną, otwiera taką perspektywę. Tym miejscem może być też szpital, jeśli rodzący rodzice i ich dziecko znajdą tam warunki do własnego, naturalnego rytmu rodzenia i poczują się jak u przyjaciół gotowych do pomocy” – pisze Irena Chołuj.
Z kart książki możemy dowiedzieć się o warunkach, w jakich żyje dziecko pod sercem mamy, o tym czym różni się rodzenie naturalne od porodów zmedykalizowanych, o tym co robić i czego nie robić, by poród był w pełni naturalny i o tym, jaki jest sens porodowego bólu i jak sobie z nim radzić.
To, co najbardziej dotknęło mnie w tej książce, to ogromna wiara w moc kobiecego ciała i zwrócenie uwagi na to, gdzie w tym cudzie rodzenia powinna znajdować się położna:
„Położna musi posiadać umiejętność łączenia sztuki położniczej ze sztuką rodzenia wpisaną w organizm kobiety” – pisze autorka „Urodzić razem i naturalnie”. A sztuka rodzenia to jej zdaniem „sterowana w mózgu przez hormony ciążowe wrodzona umiejętność zachowań rodzącej zgodnych z naturą rodzenia, a wyznaczona przez motorykę pracującej macicy, przez charakterystyczny kształt kanału rodnego, wielkość (ciężar) rodzącego się dziecka oraz jego aktywność w rodzeniu się”.
„Położna towarzysząca rodzącej w postawie pokory musi uznać, że natura jest doskonałym nauczycielem. Dlatego odpowiadając za bezpieczeństwo swojej rodzącej, położna powinna spokojnie czuwać, ucząc się, w jaki sposób natura działa w rodzącej” – pisze Chołuj.
W książce nie brakuje rozdziałów dotyczących pozycji porodowych, objawów porodu, jego terminu, faz i okresów oraz sposobach indukcji (tych naturalnych i medycznych). Wiele miejsca autorka poświęca też wsparciu najbliżych – ogromnej roli męża, jego kompetencjach podczas porodu, temu jakie męskie zachowania mogą przeszkadzać rodzącej i jak ważne jest bycie razem w okresie ciąży i porodu.
Przyznam, że lektura „Urodzić razem i naturalnie” odczarowała też moje postrzeganie porodów domowych. Irena Chołuj poświęca sporo miejsca na wyjaśnienie kwestii bezpieczeństwa rodzenia w domu i oddaje głos parom, które zdecydowały się na ten krok. Z listów wielu małżeństw, które zamieściła na kartach swojej książki bije prawda, miłość, wdzięczność, spokój i pewność, że decyzja, którą podjęli była słuszna. No płakałam, jak czytałam. Bardzo wzruszające historie.
2. Jeannette Kalyta – „Położna. 3550 cudów narodzin”
To książka o życiu i pracy. Autobiograficzna powieść znanej polskiej położnej. Historia, która bawi, wzrusza i którą czyta się jednym tchem.
Autorka opisuje swoje pierwsze doświadczenia porodowe, pracę w domu narodzin, pierwsze nieszpitalne porody i to, jak te doświadczenia przełożyły się na jej dalszą drogę zawodową. Z książki poznajemy czasem zabawne, czasem zaskakujące historie porodowe różnych par, którym podczas porodu towarzyszyła Kalyta. Jest dużo wspomnień, dużo myśli, dużo prawdy o rodzeniu, sile kobiecego ciała i dużo wplecionych w opowieści informacji na temat fizjologii i przebiegu porodu.
Kalyta wspominając swoją pierwszą wizytę w domu narodzin pisze tak: „Czułam się jakby przeniesiono mnie w inny wymiar. Ja byłam przecież z krainy, gdzie kobietę na czas porodu zabierano od rodziny i ukrywano w miejscu zwanym szpitalem. Sama, zdana na łaskę i niełaskę obcych, często nieżyczliwych ludzi, odarta z intymności rodziła, leżąc na plecach z nogami zadartymi do góry, wypychając dziecko w kosmos wbrew sile grawitacji. Wygląda jak bezbronny chrabąszcz, który przewrócony na pancerzyk zużywa całą swoją energię, żeby się obrócić, bezskutecznie wiosłując odnóżami”.
I dalej: „Szpital to kraina pełna tajemnic, tam wszystko może się wydarzyć. Choć kobieta, pomimo że odpłynęły jej wody płodowe, przychodzi z domu na własnych nogach, przekroczywszy próg szpitala natychmiast jest kładziona, bo przecież grozi jej nagłe wypadnięcie pępowiny lub zgubienie dziecka w toalecie. Na łóżku porodowo-madejowym te wszystkie okropieństwa jej nie dosięgną. Swoje dziecko po porodzie może zobaczyć tylko przez chwilkę, ale to dla jej dobra, przecież jest słaba i zmęczona. Położna natychmiast odda je kosmitce ubranej w zielony fartuch, czapkę, maskę i rękawiczki. A ta je zważy i zmierzy, gdyż to jest najważniejsze w tym momencie; dwie godziny mogłyby dużo zmienić w pomiarach”.
Kto nie czytał – niech przeczyta koniecznie.
3. Sheila Kitzinger – „Kryzys narodzin”
Książka, którą czytało mi się najtrudniej, ale przebrnęłam i nie żałuję. Największe wrażenie zrobiły na mnie rozdziały dotyczące porodu „jak w zegarku”. Kitzinger zwraca uwagę na to, że w dzisiejszych czasach poród coraz częściej jest zmedykalizowany i opiera się na założeniu, że nasze kobiece ciała są z reguły wadliwe. To z kolei oznacza, że „prawdopodobnie się zepsują”, więc ci, którzy nimi zarządzają muszą „uprzedzić awarię”, by poród „był zgodny z normą”. Brzmi strasznie? W książce Kitzinger wiele jest tego typu porównań i przykładów.
Autorka pisze np, że kobiety w tej całej porodowej szpitalnej machinie często są przypisywane do grupy wysokiego lub niskiego ryzyka, bo najważniejsze decyzje przy prowadzeniu porodu dotyczą ryzyka właśnie. „Przypomina to sortowanie i opisywanie jaj w supermarkecie, tylko prawdopodobnie jest mniej dokładne” – podsumowuje Kitzinger.
W książce sporo jest o porodowych traumach, o atakach paniki, koszmarach czy zespole stresu pourazowego. O strachu, poczuciu winy czy trudnych doświadczeniach z przeszłości, które mogą wpłynąć na poród. Dużo jest też o „kontroli”, którą system medyczny posiada nad kobietą, a która rozpoczyna się już w ciąży.
„Kobieta staje się pacjentką(…) Jako dobra pacjentka powinna być łagodna, grzeczna, wdzięczna, szybko reagować na instrukcje i pamiętać, co się do niej mówi” – pisze Kitzinger. Jak przekonuje, kontrola polega też na utrzymywaniu przyszłej matki w niewiedzy – ma nie słuchać porodowych historii innych kobiet i podchodzić do porodu bez założeń. „W wielu szpitalach oddziela się kobiety od przyjaciół oraz rodziny i dopuszcza się obecność tylko jednej osoby towarzyszącej. Zakłada się, że tą osobą będzie ojciec dziecka”. „Personel medyczny w niby przyjacielski sposób zwraca się do rodzących po imieniu, choć one same rzadko bywają na ty z lekarzem lub lekarką. Często nie znają nawet jego czy jej imienia. Czasem kobiety tracą swoje imiona i nazwiska całkowicie; stają się anonimowe, a nazywa się je „piątka”, „cesarka”, „poród mnogi” lub „indukcja” – czytamy w książce.
To lektura, która naprawdę otwiera oczy.
4. Sylwia Szwed – „Mundra”
Pierwsza książka, którą przeczytałam w tej ciąży i która dosłownie wbiła mnie w ziemię. Niby nic wielkiego – zapis 10 rozmów z położnymi, które przeprowadziła Sylwia Szwed. Ale cóż to są za rozmowy… Przede wszystkim położne przedstawione w książce należą do różnych środowisk, są w różnym wieku, mają różne doświadczenia. Niektóre z nich pracowały jeszcze w czasach II wojny światowej, inne mają doświadczenie z pracy w krajach skandynawskich czy Afryce. Każda z nich zwraca uwagę na inny aspekt porodu, ciąży czy kobiecości w ogóle. Z każdej tej rozmowy można jednak wziąć coś dla siebie.
Z „Mundrej” dowiemy się, jak na przestrzeni lat zmieniało się postrzeganie roli położnej, jak wyglądała jej praca kiedyś, jak wygląda dziś, a jak mogłaby wyglądać. Przeczytamy, jak rodziły nasze babcie i mamy i jak ich porody i doświadczenia przekładają się na to, jak postrzegamy rodzenie i kobiece ciało. Z jakimi trudnymi sytuacjami muszą nieraz borykać się położne towarzyszące kobietom w trakcie porodu, jaki wpływ na ich pracę ma system i jaką rolę w ich zawodzie odgrywa intuicja.
Książkę czyta się jednym tchem, bo ma formę wywiadów, a rozmowy dotyczą często tematów trudnych i kontrowersyjnych. Lektura obowiązkowa, której poświęcę oddzielny tekst.
5. Ina May Gaskin – „Poród naturalny”
Kobieta legenda – amerykańska położna, która założyła ośrodek porodowy The Farm. Książka rozpoczyna się od historii porodowych różnych kobiet, związanych z ośrodkiem lub tych, które wyrosły z pokolenia The Farm. Wszystkie te opowieści są budujące i pozytywne – tak, pozytywne. Złe wspomnienia dotyczą tylko wcześniejszych szpitalnych doświadczeń. Z tych historii bije siła, radość i moc. Są dowodem na to, że poród może być czymś pięknym, mistycznym i mimo bólu najwspanialszym:
„Nawet gdy kobiety z The Farm odczuwają bóle w trakcie porodu, rozumieją, że istnieją sposoby, dzięki którym te doznania stają się znośne, bez paraliżowania zmysłów lekami. Wiedzą, że jeśli mają doświadczyć prawdziwej mądrości i mocy, jaką ma do zaoferowania poród, lepiej mieć aktywne zmysły” – pisze Ina May Gaskin.
Druga część książki to podstawy porodu. Autorka wyjaśnia w jaki sposób w jej ośrodku udało się osiągnąć tak doskonałe wyniki. „Nasz wskaźnik cesarskich cięć do roku 2000 wynosił 1,4 procenta; wskaźnik porodów przy użyciu kleszczy i próżnociągu 0,05 proc. W 2001 roku wskaźnik cesarskich cięć w Stanach Zjednoczonych wynosił 24,4 procent, a wskaźnik porodów zabiegowych około 10 procent” – pisze Ina May Gaskin.
W tej części dużo miejsca poświęca się ciału kobiety i jej nastawieniu. Bo właśnie nastawienie i wiara w moc kobiecego ciała, które natura stworzyła tak doskonale, by wydawać na świat potomstwo, są często pomijanym aspektem. Autorka podaje przykłady jak głowa potrafi wstrzymać akcję porodową, jak nieuporządkowane sprawy czy myśli, nieprzepracowane traumy są w stanie zmienić bieg porodu. Zwraca też uwagę na to, że bardzo często lekarze „szybko dochodzą do wniosku, że w trakcie porodu z jakiegoś mistycznego i niezidentyfikowanego powodu coś idzie nie tak, lub że ciało kobiety jest w jakiś sposób nieadekwatne”. Gaskin nazywa to „wadliwym ciałem kobiety”.
„Z różnych powodów wiele kobiet uwierzyło, że natura popełniła poważny błąd, tworząc ich ciała. To przekonanie u wielu kobiet jest tak silne, że poddają się działaniu leków i operacjom, podczas gdy cierpliwość i rozpoznanie naturalności pewnych procesów oraz braku niebezpieczeństwa zapewniłoby lepsze zdrowie im oraz ich dzieciom oraz obniżyłoby ilość zabiegów i interwencji w trakcie porodu. Większość kobiet potrzebuje zachęty i życzliwości o wiele bardziej niż leków – pisze położna.
Spodobał Ci się wpis? Zostaw po sobie ślad – skomentuj, udostępnij, powiedz o nas znajomym.
Chcesz być na bieżąco? Polub sisandkids.pl na Facebooku
Wolisz oglądać i słuchać? Obserwuj nas na Instagramie
A na koniec krótki film. Tak się bawi ciężarna, czyli radosna salsa w zaawansowanej ciąży:
CZYTAJ TEŻ:
Jedną kartką przegonił strach. O męskim wsparciu przed porodem
Naturalnie po cesarce? „Bezpieczne i możliwe. To nie fanaberia”