Gdy miałam zostać mamą po raz pierwszy, skrupulatnie przeglądałam listy rzeczy „obowiązkowych” do kupienia. Chciałam, żeby moja wyprawka zawierała to, co niezbędne i wierzyłam, że wszystko na pewno mi się przyda. Życie pokazało, że niektóre moje zakupowe decyzje były nietrafione, a to co dla jednych „must have”, wcale się u nas nie sprawdziło.
Siedem pomyłek – tyle naliczyłam, choć gdyby dłużej się nad tym zastanowić, pewnie coś jeszcze wciągnęłabym na listę. Część moich zakupów okazała się po prostu niepraktyczna, część wcale nie była dziecku potrzebna, a część nie zdała u nas egzaminu. Oczywiście, ile rodziców, tyle opinii, więc to, bez czego moim zdaniem można się obejść, dla Was może być niezbędne do szczęścia. Wiem jedno – tych rzeczy na pewno nie kupię już dla drugiego bobasa:
1. Ubranka z kapturem
Kiedy spodziewałam się pierwszego synka, wpadłam w zakupowy szał. Wszystkie ciuszki dla niemowląt wydawały mi się takie ładne, słodkie i urocze, że ciężko było mi się powstrzymać przed kupieniem kolejnej pary bodziaków czy spodenek. W trakcie tych zakupów trochę popłynęłam, a życie zweryfikowało moje ubrankowe wybory. Na listę pomyłek wpadły m.in. ubranka z kapturem, które w przypadku niemowlaka są zupełnie nietrafionym wyborem. Pomyślcie… dziecko przez pierwszych kilka miesięcy leży głównie na plecach (pomijając momenty, gdy leży na brzuszku). Do pół roku, a nawet dłużej, samodzielnie nie siada – pozycja leżąca jest dominująca. Po co więc zakładać mu ciuchy z kapturem? Samej mi niewygodnie leżeć w czymś takim, a co dopiero takiemu maluchowi? Wszystkie moje „kapturowe” pomyłki przeleżały w szafie, bo nie miałam serca ubierać mojego malucha w niewygodne stroje tylko dlatego, że są ładne. A tych niewygodnych ubranek było całkiem sporo, bo miałam kapturowe pajace, koszulki, bluzy i kaftaniki. Wszystkie, choć urocze, okazały się niepraktyczne. Podobnie pajace czy bodziaki zapinane z tyłu na zamek, guziki czy zatrzaski. W przypadku leżącego na plecach malca takie zapięcia są nietrafione, bo wbijają się dziecku w plecki i nie ułatwiają częstego przewijania (a tych przewijań jest na początku baaaardzo dużo).
2. Niedrapki
Rzecz, która przewijała się na każdej liście must have, którą przejrzałam przed narodzeniem synka. Zalecana przede wszystkim do szpitala, jako obowiązkowa dla malucha (poza czapeczką) Szczerze? Niedrapki założyłam Antkowi raz, bez przekonania, na szczęście położne szybko kazały mi je zdjąć. Jak przekonywały, dziecko ma poznawać swoje ciałko, ciało mamy, dotykać, wkładać palce do buzi. To bardzo ważne, by mogło tymi rączkami i paluszkami swobodnie ruszać i eksplorować nowy świat. W brzuchu bardzo często trzymało rączki blisko twarzy, ssało kciuk czy piąstkę. Zakładając mu na rączki rękawiczki czy skarpetki, utrudniamy mu nie tylko ssanie, ale też odkrywanie i poznawanie.
3. Smoczek
Dla wielu niezbędny, dla mnie – mamy karmiącej – zupełnie niepotrzebny. W pierwszej ciąży smoczek kupiłam (nawet w dwóch rozmiarach), bo wszyscy mówili, że to element tak obowiązkowy jak butelka. Wiedziałam, że chcę karmić piersią i zrobię wszystko, by to się udało, więc smoczek wydawał mi się zbędnym gadżetem (podobnie jak butelka). Uległam jednak i dodałam go do swojej wyprawkowej listy, a gdy Antek miał około półtora miesiąca i jechaliśmy w dłuższą podróż – podałam mu smoczek po raz pierwszy. Nasza smoczkowa przygoda trwała krótko – jakieś 4 czy 6 tygodni, używaliśmy go bardzo rzadko, a przez pierwsze tygodnie Antek wcale nie chciał trzymać go w buzi. Ostatecznie smoczek zabrałam, bo okazało się, że ten niewinny z pozoru gadżet może wiele popsuć w kwestii karmienia (ale to temat na oddzielny wpis). Powiem tylko tyle – w naszym przypadku smoczek był zupełnie niepotrzebny, a nasza krótka smokowa przygoda pozwoliła mi zrozumieć, czemu smoczek (podobnie jak butelka) jest niezalecany dla mam karmiących piersią.
4. Przewijak
Wiele mam z niego korzysta i nie wyobraża sobie bez niego życia. U mnie zupełnie się nie sprawdził. Wiecie, że nawet go nie rozpakowałam?:) Kupiłam go z myślą, że położymy go na komodzie, ale tak się złożyło, że zamówiliśmy wyższą komodę niż planowaliśmy początkowo (baaaardzo potrzebowaliśmy dodatkowych szuflad) i pomysł z przewijakiem legł w gruzach. Gdy wróciłam z Antkiem do domu najwięcej czasu spędzaliśmy razem w łóżku – karmiąc się, tuląc i usypiając. Łóżko okazało się też idealnym miejscem do pielęgnacji, kąpieli i przewijania. Zamiast twardego przewijaka używałam podkładów lub ręczników papierowych, gdy chciałam przewinąć dziecko. Mogłam przewijać synka nawet, gdy spał, bez konieczności przekładania go w inne miejsce. Było to mega wygodne rozwiązanie, a duże łóżko dawało mi możliwość przewijania na siedząco. Nie musiałam stać i pochylać się nad dzieckiem, więc mój kręgosłup był zadowolony.
5. Oliwki do ciała i emolienty do kąpieli
To rzeczy, które kupiłam w pierwszej ciąży, a których teraz nie zamierzam kupować. Im mniej kosmetyków nakładamy na dziecko, tym lepiej zachowuje się jego skóra. Sklepowe oliwki to w większości produkty, które w składzie mają konserwanty czy sztuczne emolienty. Gdy przestałam w pewnym momencie nawilżać skórę synka drogeryjnymi kosmetykami – nagle okazało się, że potrafi nawilżyć się sama, a żadna chemia nie jest jej potrzebna. Wtedy jeszcze nie wiedziałam (teraz już wiem), że do pielęgnacji czy masażu niemowląt lepiej używać naturalnych, tłoczonych na zimno i nierafinowanych olejów roślinnych, bo są bogactwem substancji, które odżywiają skórę, chronią ją i regenerują. Zapewniają też prawidłowe nawilżenie, a nawet działają przeciwzapalnie czy przeciwalergicznie. (CZYTAJ WIĘCEJ O OLEJACH DLA NIEMOWLĄT)
Co do emolientów – nie powinno się ich stosować na wszelki wypadek. Sięgajmy po nie wtedy, gdy rzeczywiście ze skórą dziecka dzieje się coś niedobrego.
Przy drugim dziecku na pewno postawię na naturalną pielęgnację. A naturalne oleje są na mojej liście must have.
6. Buciki niechodki
Mam kilka par w szafie- część dostałam, część kupiłam, bo „takie śliczne”. Nie użyłam ich ani razu, bo dzieciom które nie chodzą nie powinno się zakładać butów. Te wszystkie niechodki może i ładnie wyglądają, są malutkie, urocze i aż ciężko się powstrzymać przed zakupem, ale bobasowi nie będą do niczego potrzebne. Stópki dziecka mają mieć swobodę. Powinny móc pracować, a wkładanie ich w niewyprofilowane , najczęściej sztywne obuwie wcale im nie służy. Zamiast wydawać kasę na niechodki, lepiej kupić fajne skarpetki, a gdy dziecko zacznie już chodzić zainwestować w porządne i dobrze wyprofilowane buty.
7. Kołdra i poduszka
Nie wyobrażałam sobie nie mieć ich na wyprawkowej liście, a jeszcze ani razu z nich nie skorzystałam i wiem, że przy drugim dziecku też nie skorzystam. Poduszka odpada w ogóle – dziecko powinno spać na płasko – tak jest dla niego najzdrowiej i najbezpieczniej. Kołdra… od początku przykrywałam synka kocykiem – miałam kilka na zmianę – i one w zupełności wystarczyły. Kołdra wydawała mi się za duża, za gruba i przez to zbyt niebezpieczna.
A Wy macie na koncie jakieś wyprawkowe „wpadki”? Gdybyście miały robić wyprawkę po raz drugi czy trzeci – z czego byście zrezygnowały?
Spodobał Ci się wpis? Będzie nam miło, jeśli zostawisz komentarz, albo udostępnisz go dalej.
Nie chcesz, by ominął Cię kolejny tekst? Polub sisandkids.pl na Facebooku
i obserwuj nas na Instagramie. Tam najwięcej zdjęć z ciekawych miejsc, wydarzeń i relacje na stories.
No i zasubskrybuj kanał sisandkids.pl na YouTubie. Tam wkrótce nowe wideo:)
CZYTAJ TEŻ:
O PORODZIE INACZEJ. KSIĄŻKI, KTÓRE POWINNA PRZECZYTAĆ CIĘŻARNA
GONIĄ NA PASACH, NIE PRZEPUSZCZĄ W KOLEJCE. SMUTNA CODZIENNOŚĆ CIĘŻARNEJ
SALSA W ZAAWANSOWANEJ CIĄŻY (ZOBACZ WIDEO)
Fot. Pexels/Pixabay
2 komentarze
Zgadzam się z punktem 1, 2, 6 i 7 – u nas również się nie sprawdziły. Przewijak za to jak najbardziej, ale mojego dziecka nie można było przewinąć kiedy spał, a przewijanie na siedząco nie wchodziło w grę (było mi po prostu niewygodnie). Do listy dorzucam gruby kombinezon na zimę dla noworodka – kiedy syn się urodził, zima była łagodna, a na większy mróz i tak się z takim maleństwem nie wychodzi. Przy drugim dziecku kupię śpiworek do wózka+pajacyk z polaru.
Dużo pewnie zależy od pory roku… U nas buty niechodki super się spisały, bo zimą syna nosiłam w chuście więcej niż woziłam w wózku. Urodził się latem, więc gdy przyszły mrozy, był dopiero ledwo siedzącą larwą… Niechodki typu emu super grzały mu stopy, w dodatku łatwo się zakładało. Kaptury też się przydawały, one z kolei wcześniej, jeszcze latem i jesienią, zamiast czapki w sam raz. Ja na pewno teraz nie kupuję gryzaków i grzechotek, żadnych kontrastowych książeczek, łóżeczka/kołyski ani dziecięcej pościeli, niemowlęcych ręczników, wanienki, setu do obcinania paznokci. Przy pierwszym dziecku te rzeczy okazały się bezużyteczne – niczym się nie bawił, tylko moimi włosami, spał ze mną i tatą, pod naszą kołdrą, wytrzeć było mi wygodniej zwykłym dużym ręcznikiem, a kąpałam go po prostu w kranie, bo szybko napełnianie wanienki każdego wieczoru okazało się uciążliwe. Aaa i paznokcie obcinałam po prostu dorosłymi nożyczkami.