Za chwilę wakacje, większość planuje lub zaplanowała już wycieczki, ale jak ogarnąć zagraniczny wyjazd z maluchem? Przed naszą pierwszą podróżą na Cypr byłam pełna obaw, jak to wszystko zorganizować, żeby było nam dobrze i komfortowo. Okazało się, że nie taki diabeł straszny, a po pierwszym wyjeździe szybko zapragnęliśmy kolejnych. Zobaczcie, czego bałam się najbardziej.
1. Lot
Obaw tutaj miałam sporo. Po pierwsze kwestie techniczne: co z wózkiem – czy go nadać jak bagaż, czy wziąć do samolotu, no i co wziąć na pokład. Po drugie: jak przebiegnie kontrola bezpieczeństwa i po trzecie: jak bobas zniesie sam lot i czy nie będzie zbyt uciążliwy dla pasażerów.
W praktyce okazało się, że niepotrzebnie się zamartwiałam, bo wszystko poszło całkiem sprawnie, a lot to już w ogóle marzenie. Ale od początku:
– Postawiliśmy na używany, pożyczony, lekki wózek typu parasolka. Naszego wózka było nam trochę szkoda. Baliśmy się, że może nam zaginąć albo, że uszkodzą go np. podczas wyładunku. Był też po prostu za ciężki (około 14 kg). Wybór lekkiej parasolki okazał się strzałem w dziesiątkę, bo wygodnie nam było ją składać i rozkładać (np. przy kontroli bezpieczeństwa), nie była droga, więc nawet w razie draki budżet za bardzo by nie ucierpiał, no i była tak lekka, że sama mogłam ją dźwigać.
– Wózek dziecięcy oddaliśmy obsłudze dopiero pod samolotem i taką opcję polecam. Można go było też nadać jako bagaż specjalny, ale byliśmy na lotnisku dość wcześnie i mieliśmy trochę czasu do odlotu, więc zdecydowaliśmy, że chcemy mieć go ze sobą jak najdłużej się da. Wygodniej nam było położyć synka na drzemkę w wózku niż nosić go na rękach, czy w chuście (więcej o chuście w dalszej części tekstu).
– Kontrola bezpieczeństwa przebiegła bardzo sprawnie i z tego, co widzieliśmy obsługa stara się pomóc rodzicom z maluchami. Wózek trzeba było wprawdzie złożyć i rozłożyć, a z torby wypakować jakieś płyny dla dziecka (tak – śmiało na pokład możecie wnosić jedzenie i picie dla malucha – trzeba tylko zgłosić to podczas kontroli). My mieliśmy dla synka bidon z wodą, nie zabieraliśmy żadnych innych płynów, bo był karmiony piersią, ale gdyby były potrzebne – można je ze sobą mieć.
– Na pokład wzięliśmy ze sobą kilka książeczek i jakąś niedużą zabawkę, żeby w razie czego zająć bobasa, ale okazało się, że w ogóle nie były nam potrzebne. Gdy tylko zapięłam Antka specjalnym pasem (takim przedłużeniem mojego pasa bezpieczeństwa) i przystawiłam go do piersi (dobrze, żeby maluchy ssały podczas startu i lądowania) momentalnie odpłynął. Obudził się dopiero na lądowanie. I tak w jedną i drugą stronę.
2. Jedzenie
Gdy wylatywaliśmy na Cypr, nasz syn miał 8 miesięcy (CZYTAJ WIĘCEJ O TEJ PODRÓŻY). Dietę rozszerzaliśmy mu jakoś od dwóch tygodni (BLW), ale powiedzenie, że jadł coś poza piersią byłoby nadużyciem. Stwierdziłam, że na miejscu będę mu proponować tamtejsze warzywa i owoce – żeby kontynuować naukę jedzenia. Wzięłam też ze sobą kaszę jaglaną i mannę, żeby nie szukać ich w sklepach i ugotować w ramach urozmaicenia posiłków. No i suszoną śliwkę w słoiku z dobrym składem na wypadek zaparć (jedyny słoik w naszej całej jedzeniowej historii, poza moimi dżemami i ogórkami kiszonymi).
Postawiliśmy na to, na co akurat był sezon na miejscu – pomidory, pomarańcze i kiwi. Kupowaliśmy też klasyczne warzywa: brokuły, pietruszkę, marchew czy bataty i raz lub dwa dziennie dawaliśmy Antkowi do spróbowania. Większość tylko lizał lub rozrzucał po stole czy podłodze, ale pomarańcze i kiwi bardzo mu zasmakowały. Przez 99 proc. czasu jadł jednak mleko z piersi. A karmiłam tam dosłownie wszędzie – na ulicy, w kościele, restauracjach, na przystankach, na plaży, w autobusie, placu zabaw. I nikt – nikt nigdy złego słowa mi nie powiedział.
Gdy wyjechaliśmy za granicę po raz kolejny, Antek miał 13 miesięcy i jadł już zdecydowanie więcej posiłków. Wzięłam więc ze sobą z Polski kaszę mannę, kuskus i płatki owsiane (w warunkach polowych nie trzeba ich nawet gotować, wystarczy zmieszać je z wrzącą wodą) i dwa słoiki dżemu własnej roboty – żeby dodawać je np. do kaszy czy płatków. Resztę kupowałam na miejscu – jogurty (były takie naturalne z dobrym składem), jajka, warzywa i owoce wszelkiej maści, twaróg czy pieczywo. Śniadania i kolacje przygotowywałam w pokoju (zawsze decydujemy się na pokój z aneksem kuchennym, bo tak nam wygodniej), na drogę zabierałam do torby np. jogurt, banany, lub inne owoce czy warzywa, albo kanapki (Przepisy na proste śniadania dla malucha znajdziecie TU). Gdy czegoś brakowało – zawsze była szansa, by dokupić w sklepie.
Kiedy jedliśmy w restauracji tamtejsze specjały, Antek wcinał swój prowiant. Jeśli zamawialiśmy rybę – zawsze dostawał kawałek ze środka. Mięsa nie próbował, bo smaki w restauracji były dla mnie zbyt wyraziste, a dania zbyt słone. Wolałam, by jadł rzeczy przygotowane przeze mnie.
3. Bagaż
No właśnie – co spakować na taki wyjazd? Brać ze sobą pieluchy i wszystkie kosmetyki? A może kupować na miejscu? Co z lekarstwami? Z ubrankami? Z zabawkami? Ile tego wziąć i do czego spakować? Do walizki, torby czy może plecaka? Oj, długo rozkminiałam jak zrobić tak, żeby było najlepiej. Ostatecznie wyszło tak:
– Wzięłam ze sobą „szacowaną” liczbę potrzebnych pieluch. Poupychaliśmy je w różnych miejscach – część w bagażu podręcznym, część w rejestrowanym. Dzięki temu na miejscu nie musiałam się martwić o zakupy, choć z tym nie byłoby żadnego problemu. Finalnie i tak kupiliśmy paczkę pampersów, bo podczas jednej wycieczki zabrakło nam pieluch (zostały w pokoju), ale były to chyba najdroższe pieluchy jakie kiedykolwiek kupiliśmy. Moja rada: jeśli macie miejsce na pieluchy – weźcie ze sobą większą część. Jeśli nie – zabierzcie absolutne minimum (może z lekkim zapasem) i znajdźcie na początku pobytu większy market, żeby zaopatrzyć się w potrzebne rzeczy, których nie wzięliście z Polski. Jedynym minusem tego rozwiązania jest fakt, że za pieluchy zapłacicie duuuużo więcej niż u nas no i że może nie znajdziecie takich, jakich używacie na co dzień (a nowe mogą nie spełniać oczekiwań lub np. odparzać pupę Waszego malucha).
– Z kosmetyków dla synka wzięłam tylko małą buteleczkę płynu do mycia ciała, krem z filtrem i szczoteczkę i pastę, której używamy na co dzień. Do apteczki spakowałam plastry, gaziki, sudocrem, syrop z paracetamolem i syrop z ibuprofenem, elektrolity, smectę, maść majerankową, panthenol na poparzenia słoneczne, termometr, krople do nosa, entitis, probiotyk i witaminę D3.
– Zabawki – zabraliśmy dla synka kilka ulubionych książeczek, parę gryzaków i ze dwie zabawki, którymi najlepiej bawił się w domu ( w tym jedną grającą, bo był akurat na takim etapie, że zajmowało go to na dłużej). No i szumisia, z którym zasypiał od dziecka. Wzięliśmy też matę piknikową, którą mogliśmy zabrać ze sobą na wycieczki i która służyła nam jako „pole zabaw” w pokoju. Więcej nie było trzeba.
– Ubranka – choć wydawało mi się, że moooocno ograniczyłam ich ilość –życie pokazało, że mogłam wziąć ich jeszcze mniej. Na 14 dniowy wyjazd wystarczy naprawdę minimum, które można zmieścić nawet w bagażu podręcznym. Kilka koszulek z długim rękawem, kilka tshirtów, ze 3 bodziaki, 3 pary krótkich spodenek i tyle samo długich. I obowiązkowo coś cieplejszego – sweter, bluza i kurtka ( jej grubość zależy od pory roku) plus czapeczka, coś na szyję, kilka par skarpet i obowiązkowo kapelusz, chustka lub czapa z daszkiem na słońce). Lepiej wyprać brudny ciuszek, niż brać 14 zestawów na 14 dni. Poza tym wyjazdy to nie rewia mody. Dzieciakom ma być wygodnie i komfortowo, podobnie jak Wam zresztą.
– Torba, plecak czy walizka? Jeśli decydujecie się na podróż z bagażem rejestrowanym, to całym sercem będę polecać plecak. Choć walizka wydaje się wygodna, bo można ją lekko pchać czy ciągnąć, to ma jedną wadę – zabiera Wam rękę. A to przy podróży z maluchem i wózkiem może być dość problematyczne.
Jeśli będziecie kilka razy w trakcie wyjazdu zmieniać miejsce pobytu, albo będziecie musieli przesiadać się z jednego środka transportu do drugiego, a dziecko np. nagle zacznie się awanturować tak, że trzeba będzie wyjąć je z wózka, każda wolna ręka okaże się na wagę złota. Plecak trochę rozwiązuje problem. Ręce są wolne – tak, że tata może nieść jeszcze ze dwa bagaże podręczne, a mama może pchać wózek i nieść płaczącego malca jednocześnie.
4. Toaleta
Powiem Wam szczerze, ze nawet w tym temacie miałam pytania. Zastanawiałam się, jak ogarniemy kąpiel synka bez jego małej wanienki. Wiedzieliśmy, ze na miejscu zastaniemy prysznic, który w praktyce okazał się nawet wygodniejszy. Wchodziliśmy do kabiny razem i jedno z nas trzymało bobasa, a drugie myło i zabierało czystego dzidziusia do pokoju. Prysznic podobał się synkowi nawet bardziej niż kąpiel w wannie, wiec myliśmy go tak codziennie.
Gdy Antek był trochę większy, zastanawiałam się jak na wyjazdach rozegrać kwestię nocnika. Oswajaliśmy synka z nocnikiem dość wcześnie i siadał na niego zawsze po przebudzeniu czy na wieczór. Szybko zaczął sygnalizować, że zbliża się kupa i odkąd skończył 14 czy 15 miesięcy wolał załatwiać się na nocnik. Nie chciałam, by wyjazd zaprzepaścił naukę, zdecydowaliśmy się więc na zakup składanego nocnika turystycznego i zabieraliśmy go na wyjazdy. Oczywiście zdarzało się, że potrzeba pojawiała się, gdy akurat byliśmy w terenie, ale wtedy musiała wystarczyć pieluszka, albo trzymaliśmy go nad dorosłą toaletą.
5. Zwiedzanie
Przed wyjazdem na Cypr długo zastanawialiśmy się, jak rozplanować pobyt, by atrakcje nie były dla malucha zbyt męczące, a z drugiej strony, by jednak coś zobaczyć. Zdecydowaliśmy, że ulokujemy się w Larnace (bo zawsze będzie tam gdzie pospacerować, są plaże i blisko do lotniska) i postawimy na wycieczki po najbliższej okolicy, a co dwa trzy dni pojedziemy trochę dalej (to i tak były odległości max 70 km). W praktyce okazało się, że mieliśmy zbyt dużo wolnego czasu i śmiało można było zobaczyć więcej.
Na miejscu podróżowaliśmy lokalnymi autobusami (Antek zasypiał praktycznie za każdym razem jak ruszaliśmy), bo trochę wystraszyliśmy się ruchu lewostronnego. Następnym razem na pewno zdecydowalibyśmy się na auto, bo autobusy nie wszędzie dojeżdżały, no i moglibyśmy więcej zwiedzić. Tak zrobiliśmy podczas wyjazdu na Korfu pół roku później. Tak czy inaczej – podróż z maluchem lokalnymi środkami transportu jest do zrobienia i nie ma się czego bać.
Spędzanie całego dnia na świeżym powietrzu bardzo służyło naszemu maluchowi. Zabieraliśmy ze sobą zawsze wózek i chustę, albo tylko chustę. Moim zdaniem to must have na urlopie. Chusty są cudowne, idealne na spacery po plaży, gdzie wózek nie wjedzie, albo na wycieczki po terenie nieprzystosowanym dla wózka (np. wyprawy po górskich szlakach). Chusta dodatkowo służyła nam jako koc do okrycia malucha, a czasem jako parawan. Można z niej też zrobić hamak. Zastosowań ma naprawdę wiele. (Więcej o chustonoszeniu przeczytacie TU).
Alternatywą dla siedzącego już dziecka może być mei tai lub nosidło ergonomiczne ( zwłaszcza, gdy dziecko jest już cięższe, a tata, który chce nosić boi się chusty). Jeśli macie wątpliwości, czy dane nosidło rzeczywiście jest ergonomiczne i nie jest tzw. „wisiadłem”, najlepiej poradźcie się doradcy chustonoszenia lub zapytajcie np. na jednej z chustowych grup na Facebooku.
Podsumowując:
Urlop z maluchem może być naprawdę cudowny. Większość obaw znika po pierwszej podróży, a im młodsze dziecko, tym prościej wszystko ogarnąć i zorganizować. Bez względu na to, czy postawicie na pobyt w większym mieście, czy na odludziu, zadbajcie o komfort Waszego malucha i dajcie mu czas na relaks, zabawę czy rozprostowanie kości. Nie bójcie się atrakcji takich jak rejs statkiem czy podróż ciuchcią. Przygotujcie sobie plan, ale nie trzymajcie się go sztywno, bo Wasze dziecko może w jakichś punktach odmówić współpracy. I – może zabrzmi to jak banał, ale naprawdę tak jest – dziecko wyczuwa Wasz nastrój. Jeśli będziecie spięci i zestresowani, maluch będzie o tym wiedział. Zrelaksujcie się więc i cieszcie wspólnym czasem i odpoczynkiem, a Wasze dziecko na pewno będzie szczęśliwe.
P.S. Na wakacje z maluchami polecam zwłaszcza Grecję i Cypr. Grecy uwielbiają dzieci i są baaardzo rodzinni.
Spodobał Ci się wpis? Będzie nam miło, jeśli zostawisz komentarz, albo udostępnisz go dalej.
Nie chcesz, by ominął Cię kolejny tekst? Polub sisandkids.pl na Facebooku
i obserwuj nas na Instagramie. Tam najwięcej zdjęć z ciekawych miejsc, wydarzeń i relacje na stories.
No i zasubskrybuj kanał sisandkids.pl na YouTubie. Tam wkrótce nowe wideo:)
Leave A Reply