Pojawienie się na świecie dziecka to nie tylko wielka radość, ale też spory wydatek. Pieluchy, kosmetyki, ubranka, łóżeczko czy wózek – lista potrzebnych rzeczy jest naprawdę długa. Na wielu z nich można śmiało zaoszczędzić, kupując np. rzeczy używane. Są jednak takie, na których oszczędzać nie powinniśmy, bo mogą okazać się kluczowe dla rozwoju czy bezpieczeństwa naszego malucha.
1. Spotkanie z doradcą chustowym
Zapragnęliście nosić bobasa w chuście – ekstra pomysł, jeden z najlepszych na jakie mogliście wpaść. Chusta to bliskość, to wolne ręce, to wybawienie w wielu codziennych sytuacjach, to sposób na kolki, płacz, nerwy, to ciepło, miłość i poczucie bezpieczeństwa. Wielu rodziców (głównie mam) skupia się jednak na tym, jaką chustę wybrać (co oczywiście też jest istotne), a nie na tym, jak poprawnie motać dziecko.
Chusta nie musi być nowa (nawet lepiej jak nie jest) – może być używana, z tych „tańszych”, albo po prostu pożyczona. Nie warto wydawać na nią zbyt wiele (jak wciągnie Was chustonoszenie i tak pewnie zaczniecie kupować i kolekcjonować chusty z „wyższej półki”, a ta pierwsza pójdzie w odstawkę), warto jednak zainwestować w wiedzę, jak prawidłowo nosić w niej dziecko. Tak – są instrukcje obrazkowe, są grupy chustowe na Facebooku, są filmiki instruktażowe na Youtube. Ale nie ma to jak spotkanie z doradcą, który nie tylko pokaże, jak poprawnie zamotać różne wiązania, ale też skoryguje błędy, rozwieje wątpliwości i przekona, że nie taki diabeł straszny, jak go malują. (CZYTAJ WIĘCEJ O CHUSTONOSZENIU)
W spotkaniu chustowym będziecie mogli uczestniczyć razem (to doskonała okazja, by zamotać też tatę) i unikniecie błędów, które moglibyście popełnić, ucząc się noszenia samodzielnie. Owszem są rodzice, którzy mają wyjątkowe zdolności i są w stanie opanować tę sztukę np. z filmików, ale należą do mniejszości. Większość popełnia na początku podobne błędy, które i tak później trzeba poprawiać. Warto więc zaoszczędzić czas, energię i nerwy (swoje i dziecka) i zdać się w tym wypadku na profesjonalistę, który od początku dobrze nas nauczy.
2. Fotelik samochodowy
Nie będę się w tym temacie za bardzo rozwodzić. To jeden z najistotniejszych elementów, bo zapewniający bezpieczeństwo Waszym dzieciom. Można oszczędzać na ciuszkach, pieluszkach, dziecięcych kosmetykach, kupić używane meble, łóżeczko czy wózek. Ale fotelik powinien być z górnej półki. Żadne gówna z supermarketów, poddupniki, produkty bez atestów, źle oceniane w testach, czy używki, co do których nie macie gwarancji, że nie uczestniczyły w wypadku.
Fotelik to jedna z tych rzeczy, które kupuje się, by zapewnić dziecku bezpieczeństwo w sytuacji ekstremalnej, której chcemy uniknąć. Tak „na wszelki wypadek”, licząc na to, że nigdy nie będziemy musieli się przekonać, czy uchroni nasze pociechy. I choć większość z nas dzięki Bogu nie będzie w życiu testowała jego wytrzymałości, powinniśmy zainwestować w naprawdę dobry produkt, bo stawką w tym przypadku jest życie naszego dziecka.
Dobry fotelik to podstawa. Nie ma co na nim oszczędzać. Musi spełniać obowiązkowo te 3 cechy:
– mieć dobre oceny w testach
– być dobrany do Waszego dziecka (jego wzrostu, wagi i wieku)
– pasować do konkretnego auta (!!!) (Bo nie każdy fotelik da się poprawnie i stabilnie zamontować w Waszym samochodzie)
Dodatkowo jego wybór i zakup powinien być skonsultowany ze specjalistą.
MUSICIE, po prostu musicie przymierzyć fotelik przed zakupem, sprawdzić jego kąt nachylenia i to, czy jest stabilny na kanapie czy fotelu Waszego samochodu. Nie każdy sprzedawca się na tym zna, nie każdy o tym powie, warto więc znaleźć miejsce, w którym pracują przeszkoleni w tym zakresie specjaliści. Z doświadczenia powiem, że nawet najlepszy, najdroższy czy najbardziej polecany fotelik może być zły w przypadku akurat Waszego dziecka czy Waszego samochodu.
To ważne, jak przewozimy nasze dzieci, to ważne żeby zapewniać im bezpieczeństwo. Ostatnia kampania fotelik.info pokazuje jak wiele błędów popełniamy niestety my rodzice w tej materii (kto nie widział, niech zobaczy koniecznie*). Życie naszych dzieci jest bezcenne. Nie warto oszczędzać na ich bezpieczeństwie.
3. Spotkanie z certyfikowanym doradcą laktacyjnym
Wiele mam na początku swojej mlecznej drogi ma problemy. A to pogryzione brodawki, a to dziecko nie chce ssać, a to przystawianie jest problematyczne, a to są wątpliwości, czy dziecko się najada, albo czy jestem w stanie swoją pociechę wykarmić. Położne często nie umieją lub nie chcą pomóc. Czasem wprowadzają w błąd, szerząc mity na temat karmienia. Podobnie lekarze, którzy w kluczowych momentach sugerują rozwiązania, które nie tylko nie pomagają, ale także poważnie szkodzą.
Tymczasem karmiąca mama powinna w razie problemów czy wątpliwości zostać odesłana do certyfikowanego doradcy laktacyjnego. CERTYFIKOWANEGO. Ich listę można znaleźć w Internecie. To osoby, które nie tylko mają wiedzę na temat laktacji, ale umieją praktycznie pomóc w tej często trudnej na początku mlecznej drodze. To specjaliści, do których warto się zgłosić w razie najmniejszego problemu czy wątpliwości. Za ich wiedzę i doświadczenie warto zapłacić, bo karmienie to jedna z piękniejszych rzeczy, jakie można dać swojemu maluszkowi. (CZYTAJ WIĘCEJ NA TEMAT ZALET KARMIENIA PIERSIĄ I ZWIĄZANYCH Z NIM MITÓW)
Zamiast za radą ciotek, babć, szpitalnych położnych czy lekarzy ignorantów kupować nakładki na piersi, butelki, mleko modyfikowane czy smoczki, bo „coś to karmienie nie idzie”, albo „dziecko nie umie złapać piersi”, macie „zbyt wklęsłe sutki”, „za chudy pokarm”, „za mało mleka”, bo „dziecko wisi na piersi” czy „za mało przybiera” – zadzwońcie do certyfikowanego doradcy laktacyjnego i umówcie się na wizytę (domową lub w poradni). Te pieniądze naprawdę nie pójdą na marne. To inwestycja, która się zwróci i zaprocentuje. Jeśli chcecie karmić – stańcie na rzęsach, by się udało. I błagam – w razie problemów – korzystajcie z pomocy specjalistów od laktacji. Od tego są.
4. Spotkanie z fizjoterapeutą
Takie spotkanie powinno być obowiązkowe dla wszystkich rodziców. Choćby po to, by dowiedzieć się jak prawidłowo podnosić, odkładać, przebierać, przewijać, czy stymulować nasze dziecko. Codzienne czynności, które wykonujemy przy maluchu są baaaardzo ważne dla jego rozwoju, a niestety większość rodziców popełnia te same błędy, często nieświadomie.
Wystarczyłoby jedno spotkanie, by wiedzieć jak nasze zachowanie (zwłaszcza przy codziennej pielęgnacji czy noszeniu) może pomóc lub zaszkodzić maluchowi. Jestem pewna, że uniknęlibyśmy w ten sposób wielu kłopotów na późniejszych etapach rozwoju naszych dzieci. To ważne, by wiedzieć, jaka jest ich motoryka, jak je stymulować, jak im pomagać i jak ich nie psuć złymi nawykami.
5. Pierwsze buty
Pierwsze kroki to dla każdego rodzica wydarzenie z serii „wow”. To coś, na co się czeka, co pokazuje, że nasz maluch nie jest już taki mały, to początek czegoś nowego, kolejny ekscytujący etap rozwoju. Takie „wow” powinny być też pierwsze buty. I wcale nie chodzi mi o ich wygląd.
Pierwsze buty są dla dziecka szalenie ważne. To coś, co będzie miało wpływ na to, w jaki sposób maluch będzie się poruszał i jakie nawyki sobie wyrobi. Bo buty mają mu przede wszystkim nie szkodzić.
Powinny być z górnej półki – tzn. idealnie dopasowane, wygodne, bardzo dobrej jakości, z odpowiednią podeszwą i super wyprofilowane. To nie ma być bajeranckie modne obuwie, które tylko ładnie wygląda. To ma być obuwie, które służy, które nie będzie przeszkadzać. Nie warto na nim oszczędzać, nie warto w tym wypadku stawiać na używki, bo każda stopa inaczej pracuje. Te pierwsze buty powinny być najlepsze dla naszego dziecka – kupujmy je jednak dopiero, gdy nasza pociecha nauczy się już chodzić. Niechodki, czy buty „do nauki chodzenia” nie są maluchom do niczego potrzebne. To stopy mają nauczyć się chodzić. I się nauczą – jak nie będziemy im przeszkadzać i niczego na siłę przyspieszać.
6. Wizyty u stomatologa
Pierwsza wizyta u stomatologa powinna odbyć się, gdy dziecku wyjdzie pierwszy ząbek, a później kontrolnie co trzy miesiące. Dlaczego? Na początek po to, by nauczyć się jak prawidłowo dbać o higienę jamy ustnej malucha, skorygować błędy, np. podczas szczotkowania i oswajać dziecko z gabinetem i dentystą. (CZYTAJ WIĘCEJ)
Wizyty kontrolne są ważne, bo nawet u maluchów może pojawić się próchnica, która postępuje o wiele szybciej niż u dorosłych. I choć można znaleźć miejsca, gdzie wizyta adaptacyjna czy wizyty kontrolne są za darmo, to w większości gabinetów trzeba za nie płacić (cenniki są dostępnie przeważnie na stronach internetowych).
Warto wydać te kilkadziesiąt złotych i nie bagatelizować sprawy, bo leczenie zębów u maluchów nie jest ani przyjemnne, ani miłe. Po co serwować im stres i ból (tak ból – bo chore zęby bolą), skoro można trzymać rękę na pulsie i na bieżąco monitorować stan uzębienia naszych dzieci?
7. Czułość i ciepło
Tak – czułość i ciepło. To rzeczy, na których nigdy nie powinniśmy oszczędzać. To coś, co warto serwować dzieciom nawet w nadmiarze tak, by czuły się bezpieczne i kochane. Dość z powtarzanymi często mitami „nie noś, bo przyzwyczaisz”, „płacze, więc wymusza”, „nie śpij z dzieckiem”, czy „nie karm długo, bo do 18-tki nie odstawisz”. Opowiem Wam pewną historię:
Gdy mój syn miał 3 czy 4 miesiące zostawiłam go w domu z tatą. Musiałam coś załatwić, miało mnie nie być jakieś 45 minut. Antek wcześniej kilka razy został na chwilę sam z moim mężem, ale nigdy w domu (przeważnie na spacerze w wózku i to wtedy, kiedy spał). Teraz miało być inaczej.
Miałam zostawić moje zasypiające jedynie przy piersi dziecko wtedy, gdy przypadała jego pora drzemki. Było jasne, że jeśli zechce spać, będzie musiał wystarczyć mu tata. Kryzys zaczął się jakieś 15 minut przed moim powrotem. Antek, mimo noszenia, tulenia i bujania nie chciał spać, tylko płakał, a mój mąż nie mógł go uspokoić. Wiecie co postanowił? Że spróbuje naszego syna „przetrzymać”.
Skoro nic nie dawało noszenie, szumy i kołysanie, przestał go nosić na rękach, położył się z nim do łóżka i czekał, aż nasz bobas zmęczy się płaczem i zaśnie. Antek rozpłakał się podobno jeszcze mocniej, ale tata chciał „dać mu się wypłakać”, licząc że dziecko przestanie i postanowił być twardy. Serce mu pękało, ale chciał sprawdzić, czy Antek czasem „nie wymusza” i czy metoda usypiania, o której często można usłyszeć czy przeczytać rzeczywiście zadziała. Nie zadziałała.
Gdy wróciłam do domu od razu dałam Antkowi pierś, a mój mąż miał gigantyczne wyrzuty sumienia, że chciał przetestować na Antku „zimny chów”. Powiedział, że już nigdy przenigdy nie oleje płaczącego syna i nie zamierza więcej korzystać z metody „wypłakiwania”.
Dzieci naprawdę potrzebują czułości. Potrzebują ciepła i bliskości, by czuły się bezpieczne, kochane i wyrosły na pewnych siebie ludzi. Nawet jeśli czasami chcą od nas czegoś 24 h na dobę, nie potrafią się od nas odkleić, wiszą na piersi, nie chcą puścić ręki, czy dać chwili wytchnienia, warto dawać im tyle ciepła, ile potrzebują. Róbcie tak, jak Wam serce podpowiada, bo czułością i ciepłem nie zepsujecie dzieci. Maluchy nie wymuszają bliskości. One jej pragną i potrzebują.
* Zobacz kampanię fotelik.info i dowiedz się więcej o tym, jak prawidłowo wybrać fotelik dla dziecka
CZYTAJ TEŻ:
Krótki poradnik dla przyszłych mam
Matka Polka Schizolka, czyli czym się zamartwiałam jako świeżo upieczona mama
Następnym razem będę mądrzejsza
Leave A Reply