– Gdy przychodzą do nas przedszkolaki, a ja prowadzę zajęcia z takim maluchami, to zawsze czytam im fragmenty „Pana Tadeusza”. I przedszkolaki są zachwycone – mówi w rozmowie z sisandkids.pl dr Monika Bronowicka z Muzeum Pana Tadeusza we Wrocławiu. Od ponad roku, dolnośląskie muzea i galerie, w ramach akcji #muzealniaki, zapraszają do siebie najmłodszych widzów, przekonując, że z maluchem do muzeum nie tylko można, ale także warto przyjść.
sisandkids.pl: Skąd wziął się pomysł na #muzealniaki?
Dr Monika Bronowicka (Muzeum Pana Tadeusza we Wrocławiu), pomysłodawczyni akcji #muzealniaki:
W Muzeum Pana Tadeusza wymyśliliśmy zajęcia dla mam na urlopie macierzyńskim, na które mogły przychodzić z maluszkami i wprowadziliśmy je do oferty rodzinnej. Okazało się, że one są hitem. Szybko się wypromowały, szybko zaczęły zapełniać się miejsca, bo to zajęcia darmowe i na tych zajęciach mamy mnie pytały, czy one w ogóle mogą wziąć dziecko do muzeum, wejść i nikt ich nie wyrzuci. To było dla mnie tak abstrakcyjne, że stwierdziłam, że musimy im jakoś pokazać, że nikt ich nie wyrzuci. I tak przygotowaliśmy #muzealniaki. Zaproponowaliśmy to innym muzeom i wszystkim się to spodobało.
Czyli zaczęło się właściwie od dorosłych. Do dzieci doszłaś przez dorosłych?
Tak. Chcieliśmy zaprosić całe rodziny, a naszym pomysłem było, żeby wyjść na początek od maleńkich dzieci, bo z maleńkim dzieckiem jest trochę prościej, niż z takim chodzącym, którego trzeba pilnować. W ogóle przy pierwszym dziecku mamom się często wydaje, że to maleńkie dziecko jest trudne, że trzeba dojść do jakiegoś etapu, w którym dziecko będzie mogło wejść do takiego muzeum. A to nie ma takiego etapu. Każdy wiek ma swoje prawa i każdy wiek ma swoje problemy.
Wystartowaliście w zeszłym roku.
Tak. Pierwszego czerwca. Dość długo przygotowywaliśmy tę akcję, trzeba było ustalić szczegóły z partnerami przygotować grafiki i film promocyjny.
Bo w akcji biorą udział także inne muzea z Wrocławia i Dolnego Śląska.
Tak. Do kogo się nie zwróciliśmy, wszyscy powiedzieli „tak’.
Czy muzea, które przystępują do Waszej akcji muszą spełniać jakieś specjalne kryteria?
My nie zakładamy, że musi być np. przewijak czy winda. Właśnie nie. Ale musi być jasny przekaz komunikacyjny dla rodziców, który mówi: dzieci są tu mile widziane, możecie z nimi przyjść.
Chodzi też o taką ludzką życzliwość i szczerość. Czyli, jak nie ma windy, to nie udajemy, że ona jest, tylko mówimy, że nie ma windy i że najlepiej, jak się przyjdzie bez wózka, a weźmie chustę czy nosidło.
A tak czysto technicznie: muzea biorące udział w #muzealniakach muszą rozdawać nasze naklejki, bo to jest taki nośnik akcji.
Macie informację, że jakieś muzea zmieniły się po przystąpieniu do akcji? Na przykład zainwestowały w przewijak czy zajęcia dla dzieci?
Tak. Nasz pierwszy sukces to było Muzeum Papiernictwa (w Dusznikach-Zdroju-red.), które od razu zainwestowało w przewijak. Dostali pretekst, żeby ten przewijak kupić. W ogóle na naszej mapie #muzealniaków informujemy o tego typu udogodnieniach. A my- muzealnicy- spotykamy się między sobą regularnie i wprowadzamy pewne zmiany i wypracowujemy rozwiązania, także komunikacyjne.
Na przykład?
Rozmawiamy z pracownikami muzeum, którzy jako pierwsi i najczęściej mają kontakt z rodzicem
i dzieckiem. Szukamy rozwiązań, które mają ułatwić rodzicowi zwiedzanie, ale także chronić zbiory i nie łamać zasad panujących w muzach.
Pracujemy np. nad tym, jak reagować, gdy na przykład dziecko próbuje dotknąć czegoś, czego absolutnie dotknąć nie wolno. To się czasami zdarza, a rodzic nie wie, co ma zrobić.
Rozmawiamy, w jaki sposób zwrócić uwagę, żeby to nie było niegrzeczne, bo rodzice też nie zawsze wiedzą, co mogą w muzeum, bo nie zawsze ten komunikat jest jasny. W Muzeum Pana Tadeusza na przykład mamy salę, w której jest ileś ekranów dotykowych i nie dla każdego, dorosłego nawet, jest oczywiste, że to może albo nie może dotknąć. Dla dziecka to już w ogóle.
Czy muzea biorące udział w akcji musiały w ciągu tego roku zrealizować jakiś plan, zorganizować jakieś wydarzenia, czy w tej kwestii panuje pełna dowolność?
#muzealniaki opierają się na dużej dowolności, wspierającej pomysły instytucji. Czyli jeżeli ktoś chce zrobić jakieś fajne zajęcia dla dzieciaków, to my je wspieramy, pomagamy. Zachęcamy też do prowadzenia zajęć dla dzieci od 0 do 3 lat.
Oj, z tym akurat jest problem…
Jest problem. Ich prawie nie ma, ale mamy nadzieję , że będzie ich coraz więcej.
Ważne są też dla nas głosy od rodziców. Na przykład jeśli w którymś muzeum, które bierze udział w akcji, coś się wydarzyło nieprzyjemnego, to jest taka prośba, żeby napisać do nas na fanpage #muzealniaki i my reagujemy. Muzea się na to godzą.
W ogóle kluczem do całej akcji #muzealniaki jest komunikacja. Na fanpage #muzealniaki prowadzimy cykl postów informujących o tym, dlaczego pewnych rzeczy w muzeum nie wolno. Na przykład, że nie wolno wejść z plecakiem. Bo to się często rodzicom wydaje dziwne, ale są takie ekspozycje, w których można tym plecakiem o coś zahaczyć. Chcemy pokazać, że zakazy nie są absurdalne, ale jednocześnie też staramy się te absurdalne piętnować.
Jakie na przykład?
Że na przykład z plecakiem nie wolno, ale już z torbą wielkości tej z Ikei, którą przecież też można zahaczyć – wolno. Więc to bardziej chodzi o takie uczulanie, że to nie jest sztywny zakaz. Mówimy np. (rodzicom-red.), że obsługa nie wpuści z wielkim plecakiem turystycznym, ale też dajemy komunikat do obsługi, że jeśli rodzic chce wejść z małym plecaczkiem czy torebką, to jest to najprostsze rozwiązanie. Bo jak dziecko się rozpłacze na środku ekspozycji i mama będzie musiała wyjść do szatni po smoczek, czy chusteczki dla niego, to lepiej jest, żeby miała to pod ręką.
Kolejna sprawa – dziecka nie można karmić na ekspozycji. I jak to zrobić? Bo w wielu miejscach nie można wygospodarować pokoju do karmienia.
No ale też nie da się zaprogramować karmienia, zwłaszcza jak się karmi piersią. Czasem jest awaria.
No jest awaria i trzeba.
Właśnie. Ja w takich sytuacjach sobie zawsze gdzieś kucnę, odwrócę się. Nie potrzeba mi do tego żadnej ławki i specjalnego miejsca. Zresztą często karmię w muzeach.
Często problem karmienia jest wyolbrzymiany. Wielu osobom wydaje się, że karmienie piersią sprowadza się do siadania w najbardziej widocznej części ekspozycji, na przykład pod obrazem i rozbierania się „od pasa w górę”. Tak naprawdę większość mam karmi dyskretnie i często poszukuje dyskretnego miejsca, albo po prostu miejsca, gdzie można „przycupnąć”. Staramy się pomagać i wskazywać odpowiednie miejsca, ale też wiele mam radzi sobie doskonale i nawet nie wiemy, ze jakieś dziecko właśnie się najadło.
Dokładnie. Ja ostatnio karmiłam na stojąco, oglądając obrazy na zamku Książ i nikt się nie zorientował. Albo w kopalni złota Złoty Stok, kiedy mój synek płakał wniebogłosy i żadnym sposobem nie mogłam go uspokoić. Wyjęłam go z chusty, bo nie chciałam, żeby zagłuszał przewodnika, zaczęłam karmić i karmiąc zwiedzałam kopalnię dalej, aż zasnął. Trwało to dosłownie chwilę i mogłam znów przełożyć go do chusty. Nie wiem czy ktokolwiek się zorientował, że karmię, chodząc z dzieckiem na rękach. Ale na pewno słyszeli, że dziecko się uspokoiło.
No właśnie. Idea akcji jest taka, że my informujemy rodziców, że można po pierwsze przyjść z dzieckiem, bo to jest najważniejsze. A po drugie jak się przygotować do takiej wizyty, bo też często rodzice się o to niepokoją, czy na przykład mogą nakarmić, przewinąć, czy mają wziąć wózek. I po trzecie: my sami między sobą wypracowujemy pewne rozwiązania, żeby ci rodzice się u nas czuli dobrze. I takich bardzo dramatycznych sytuacji jeszcze nie mieliśmy, żeby ktoś się poskarżył, że ktoś się zachował brzydko.
Jedna z galerii , które bierze udział w akcji, zgłosiła się do nas z pytaniem w sprawie jednej wystawy, która zawierała treści nie dla dzieci. Czy nie będzie zgrzytu, bo uznali że ta wystawa będzie dostępna dla dzieci od jakiegoś wieku. I wspólnie doszliśmy do wniosku, że #muzealniaki, także na swoich kanałach, poinformują, że ta wystawa nie jest dla dzieci, bo to jest bardzo jasny komunikat. Jeżeli rodzic uzna, że chce wprowadzić dziecko na wystawę nie dla dzieci, to już jest jego decyzja i on ma do tego prawo. Ale ma być jasny przekaz, żeby żaden rodzic z dzieckiem nie pojawił się tam przypadkiem i nagle zobaczył treści, które naprawdę nie są dla niego.
No tak, bo rodzice często idąc do muzeum nie zgłębiają się w to, jakie tam aktualnie są wystawy.
Dokładnie. I znowu wracamy do tego, że jednak ta komunikacja jest najważniejsza. Jeżeli jest w jakimś muzeum czy galerii jakiś wernisaż, na którym małe dzieci nie są mile widziane , to to też powinno być komunikowane.
A jak miasto miasto Wrocław reaguje na Waszą akcję?
Bardzo się cieszy, że jest taka akcja i nas wspiera.
Planujecie rozszerzyć #muzealniaki poza województwo dolnośląskie?
Tak. We wrześniu będzie konferencja międzynarodowa dla muzealników o małych dzieciach w muzeum od 0 do 3 lat i liczymy, że na tej konferencji dołączą do akcji muzea z całej Polski. Wspólnie ustalimy zasady tej ogólnopolskiej akcji, chcemy też, żeby za przekazem medialnym szły konkretne działania i żeby rodzice nie czuli się rozczarowani, jak już się w muzeum pojawią.
Czyli będą jakieś konkretne punkty do spełnienia?
Tak. Może przewijak właśnie, albo kwestia stosunku pracowników.
Powiem szczerze, że ja bym się bez przewijaka obyła, bo mogę przecież przewinąć w wózku. Kwestia nastawienia pracowników ma za to dla mnie duże znaczenie.
Właśnie. Bo jak pracownicy nie chcą, to nic z tego nie wyjdzie. I to będzie nieprzyjemna wizyta. Ale jak dyrekcja chce, bo to jest ważne, i ludzie są zaangażowani, to myślę że to wyjdzie.
Międzynarodowa Konferencja Wyszehradzka #muzealniaki już za miesiąc! ☼Do udziału w konferencji zgłosili się muzealnicy…
Opublikowany przez Muzealniaki Wtorek, 28 sierpnia 2018
Pamiętasz jakąś najbardziej zaskakującą sytuację, związaną z wizytą dzieci w muzeach? Coś Cię szczególnie poruszyło?
Mam takie zajęcia z dzieciakami od 0 do 5 lat i przychodzą czasem takie maluszki dwu lub trzymiesięczne. Czasami są mamy z kilkulatkami i kilkulatek już coś rozumie, ale takie maleństwo (zdaniem rodziców) nic nie rozumie. Jest taki stały punkt, w którym proszę, by wybrać sobie jakiś fragment ekspozycji i opowiedzieć o nim dziecku. I to w ogóle niesamowite, jak dzieci reagują. To dobrze widać, jak się patrzy na to z boku, że tym dzieciom albo się coś podoba, albo nie.
Dzieci od małego albo coś lubią, albo nie. Na przykład rodzic coś pokazuje, a dziecko się śmieje. Mam oczywiście świadomość tego, że ono się nie śmieje do obrazu, tylko dlatego, że rodzic do niego mówi, ale to fajnie buduje więź. A takie roczniaki mają swoje preferencje. Coś im się podoba, coś się nie podoba.
Kiedyś robiliśmy zajęcia na wystawie malarstwa. A wystawa malarstwa to w ogóle trudny temat, bo są tam same obrazy. Nie było niczego innego, co dzieci zajmuje, a oczywiście obrazów dotykać nie wolno. I to było niesamowite, jak takie dzieci już chodzące, wybierały sobie to, co im się podoba. Niektóre obrazy omijały, a niektóre naprawdę im się podobały.
Moja 6-letnia córka ma swoje preferencje. Jedno na przykład jest dla niej brzydkie, choć to wielki i wspaniały obraz, ale dla niej jest brzydki, ale coś innego jest fajne, ładne, bo na przykład tam jest konik albo kwiatuszek. Dzieci reagują na sztukę od małego.
A zauważyłaś na którym etapie są najbardziej zainteresowane sztuką?
Moim zdaniem dzieci są zawsze zainteresowane. Jeśli się im nie wdrukuje, że coś jest nudne, to zawsze są zainteresowane.
No właśnie, może to jest problem, że dla wielu osób muzea wciąż są postrzegane jako miejsca nudne i potem taką opinię dorośli sprzedają dzieciom. Że w muzeum są rzeczy dla starszych, że to nie jest interesujące.
Tak. Ale przecież to nieprawda. Powiem na przykładzie Muzeum Pana Tadeusza. Gdy przychodzą do nas przedszkolaki, a ja prowadzę zajęcia z takim maluchami, to zawsze czytam im fragmenty „Pana Tadeusza”. I przedszkolaki są zachwycone. Bo one nie wiedzą, co to jest. Nie wiedzą, że to jest jakaś lektura i że to jest nudne i w ogóle będą musiały to czytać. Jeśli rodzic nie przekaże dzieciom jakichś negatywnych emocji związanych z muzeum, to tego nie będzie.
Ja też jestem zwolennikiem takiej teorii, że jeśli zakładamy, że kupujemy dziecku ładny kocyk, ładne łóżeczko, robimy im piękne pokoje, to dlaczego mamy ich nie prowadzać w takie miejsca, gdzie naprawdę coś jest piękniejsze niż nawet najpiękniejszy zrobiony pokój? Bo to jest jednak stworzone przez artystów i to jeszcze czasami przez stulecia.
Jest też jeszcze jedna pozytywna sprawa. Dzieci zabierane w różne miejsca, są bardziej ciekawe świata. I to nieważne, że dziecko niczego nie pamięta. To i tak zaprocentuje.
Więcej o akcji #muzealniaki przeczytacie TU
Odwiedźcie też #muzealniaki na Instagramie
I blog Moniki Bronowickiej – Dolny Śląsk dla Uli
A wszystkich rodziców, którzy chcieliby dołączyć do #muzealniaków, zachęcam do zabrania dzieci do muzeów i galerii. Nie tylko tych dolnośląskich. A jak już będziecie w muzeum, koniecznie zróbcie zdjęcie i wrzućcie je na Facebooka lub Instagram z hasztagiem #muzealniaki.
CZYTAJ TEŻ:
Kredki w dłonie, czyli sztuka współczesna dla dzieci
Wrocław z dzieckiem. Kolejkowo, czyli dwa poziomy magii
Fot. główna: Monika Dawidowicz
Spodobał Ci się wpis? Zostaw po sobie ślad – skomentuj, udostępnij, powiedz o nas znajomym.
Chcesz być na bieżąco? Polub sisandkids.pl na Facebooku
Wolisz oglądać i słuchać? Obserwuj nas na Instagramie
Comment
Bardzo ciekawa inicjatywa #muzealniaki 🙂 Smuci informacja, że we Wrocławiu mało dzieje się dla rodzin z dziećmi 0-3 lata. Na szczęście w Krakowie, gdzie mieszkamy, oferta dla tej grupy hula już od dłuższego czasu i czasami nawet nie wiadomo co wybrać:) Jest duża konkurencja, więc poziom takich spotkań jest wszędzie bardzo wysoki. Kochamy zajęcia „Smykowe Granie” w Filharmonii Krakowskiej, a w muzeach „Paletę Debiutanta” w Narodowym i zajęcia muzyczne w MEK. Mega wdzięczność dla tych instytucji za wielkie serca! A Opera ma nawet specjalne spotkania dla mam w ciąży. Oby więcej i wszędzie. Zapraszamy do nas i pozdrawiamy!