Pewnie każdy, albo prawie każdy rodzic ma taką listę rzeczy, a raczej zachowań innych wobec jego dziecka, które go irytują. Na część z nich możemy przymknąć oko, bo nie są aż tak rażące, a ciągłe zwracanie uwagi bliskim, dalszej rodzinie czy starszym nie jest najlepszym pomysłem. Są jednak zachowania, które powtarzane notorycznie potrafią doprowadzić nas do białej gorączki.
Odkąd zostałam mamą zauważyłam, że więcej rzeczy zaczęło mnie denerwować. Nie potrafię już przymykać oczu na niektóre sytuacje i staram się otwarcie mówić, gdy nie podoba mi się zachowanie innych wobec mojego dziecka. Tylko w ten sposób mogę uniknąć w przyszłości powtarzania sytuacji, które nie do końca mi odpowiadają. Oczywiście, pewne rzeczy są tak błahe, że zazwyczaj macham na nie ręką, ale jest też mała lista, która wyjątkowo mnie drażni i której nie jestem w stanie zaakceptować. Oto ona:
1. Używanie wyłącznie zdrobnień, pieszczenie się i mówienie do dziecka dziwnym językiem
O ile jeszcze przy noworodku i małym niemowlaku jakoś jestem w stanie to wytrzymać, no bo wszyscy się zachwycają, że on taki maleńki i słodki, siłą rzeczy zmieniając ton swojego głosu, to w przypadku starszego dziecka całkowicie tego nie pojmuję. Taki maluch powinien przecież dostawać dobre wzorce i od początku uczyć się poprawnej mowy, zamiast praktykować dziwne słowotwórstwo osób z jego otoczenia.
Po co mówić do niego „siam lobiś sisi?”, „ciudny bobasiek taki piękniusieńki”? Albo, gdy dotyka czegoś gorącego: „to jest hyy, sii, buu czy fee”, bądź jeszcze inaczej, skoro można powiedzieć „nie wolno, to jest gorące”? Też zrozumie, jeśli nie za pierwszym, to za którymś razem. I bardziej mu się to przyda w późniejszej komunikacji werbalnej.
2. Psocenie się dziecku i denerwowanie go do granic jego wytrzymałości
Nie mam tu na myśli oczywiście każdej psoty wyrządzonej dziecku, bo sama często tak robię. Jest jeden warunek – i dziecko i ja mamy z tego ubaw. Dopóki maluch się śmieje, „wkurza na niby” lub z radością na ustach mówi, że nie mam tak robić, wiem że wszystko jest ok. Kiedy jednak moja córka zaczyna się zbyt mocno denerwować, a ja widzę, że jej to nie odpowiada – przestaję. I to wydaje się być logiczne. Niestety dla wielu osób nie jest.
Są tacy, którzy w życiu wiercą dziurę w brzuchu tak długo, aż ją wywiercą. To samo robią z dziećmi. Zagadują, zaczepiają, dotykają, chociaż dziecko nie chce, by to robili. Oni uważają, że jest śmiesznie, a maluch zaczyna się coraz bardziej irytować. Ale co tam, nieważne, brną dalej w swojej głupiej zabawie, czego efektem jest najczęściej płacz malucha, wtulenie się w mamę i niechęć do takiej osoby. Bywa i tak, że zdenerwowane dziecko zachowa się wobec nich „niewłaściwie” – powie coś niemiłego, tupnie nogą, czy odepchnie rękę, która uporczywie je zaczepia. I ma do tego prawo!
Dla mnie zdecydowanym faworytem w tej kategorii są przypadkowo spotkane na ulicy, w tramwaju lub autobusie, zupełnie obce dla nas i dla naszego dziecka osoby.
3. Głośne zachowania, które skutkują wybudzeniem mojego dziecka z drzemki
Każda mama wie, ile czasami trzeba się natrudzić, żeby spacyfikować malucha i położyć go spać. Karmisz, nosisz, głaszczesz, przytulasz, śpiewasz, robisz cuda na kiju, żeby dziecko choć na chwilę poszło spać. W końcu się to udaje, a Ty masz czas, żeby w godzinę bądź dwie zrobić wszystko, co normalnie robiłabyś przez cały dzień z dzieckiem uwieszonym przy boku i przy odrobinie szczęścia może jeszcze zdążysz napić się ciepłej kawy. I nagle… ktoś Twoją ciężko wypracowaną chwile spokoju przerywa.
A, bo to sąsiad akurat postanawia kontynuować remont, kurier właśnie teraz dostarcza Ci paczkę i dzwoni do drzwi, za oknem zaczynają kosić trawę, a telefon, który zostawiłaś w pokoju, w którym śpi dziecko, dzwoni jak oszalały. Niespodziewana wizyta gości, podniesione głosy, głośne wejście do pokoju, żeby tylko zobaczyć maleństwo i… koniec! To, nad czym tak długo pracowałaś, właśnie odeszło w niepamięć.
W tym miejscu serdeczne podziękowania dla wszystkich osób, którym tak łatwo przyszło zniweczyć moją chwilę spokoju.
4. Przymusowe przytulanie i rozdawanie buziaczków wszystkim, którzy tego zapragną
Muszę przyznać, że nic mnie tak nie denerwuje, jak teksty „przytul ciocię” (taką czy siaką), „daj buziaczka” wujkowi, czy „przywitaj się z panią” x czy y. Do tego krew mnie zalewa, jak ktoś całuje moje dziecko w usta lub blisko ust. Przecież tak nie można! Nie mam na myśli nas rodziców – my możemy robić co chcemy. Ale obcałowywanie wujków, a czasem zupełnie przypadkowych osób jest dla mnie jakimś wielkim nieporozumieniem.
Każda z tych osób ma w buzi pełno zarazków, może w tym momencie jest chora, ma opryszczkę – cokolwiek! Przecież tak niewiele trzeba, żeby nasz maluch się czymś zaraził. Jak można narażać dziecko na takie niebezpieczeństwo tylko dlatego, że to takie słodkie? Czy my dorośli mamy w zwyczaju całować się na powitanie czy pożegnanie z innymi osobami w usta?
Albo przytulanie… Czy dziecko to jakiś okaz z ZOO? Mała małpka, która musi każdego zadowolić i rozbawić, przytulając wszystkich dookoła? Często tych, których wcale nie zna? Czy jeżeli dziecko przytuli, bądź da buziaczka raz, to trzeba go zmuszać do tego, by czynność powtarzało, tylko dlatego, że mamy na to ochotę?
Błagam, szanujmy nasze dzieci i ich zdanie! One też mają prawo czegoś nie chcieć, nie mieć ochoty ściskać się z wujkiem, ciocią, czy znajomą, którą widzą raz do roku! Nie budźmy w nich głupiego poczucia winy tekstami „cioci x czy y będzie smutno bo nie dałeś/dałaś buziaczka”. Nie naciskajmy i nie ściskajmy dzeci, kiedy mają już tego dość. Takie zachowania tylko odpychają malucha. Czyż jeden słodki całus prosto z serca nie będzie cenniejszy niż dziesięć wymuszonych przez nas buziaków?
5. Zabieranie mi dziecka z rąk i „pomoc”, która tak naprawdę z pomocą ma niewiele wspólnego.
Wiem, że rodzice różnie podchodzą do tematu trzymania dzieci (a w szczególności tych najmniejszych) na rękach przez inne osoby. Są tacy, którzy wprost wpychają swoje maluchy w cudze ramiona, kiedy tylko nadarzy się ku temu okazja i tacy, którzy swojego bobasa wolą trzymać przy sobie. Ja, jako matka trochę zaborcza, należę do tej drugiej kategorii.
O ile sprawa ze starszym niemowlakiem jest już ułatwiona, bo on sam decyduje, czy ma ochotę być noszony przez inną osobę, o tyle taki noworodek raczej nie zareaguje płaczem czy buntem, kiedy ktoś inny wyciągnie po niego ręce.
Osobiście nie znoszę kiedy ktoś, bez zapytania rodzica o zgodę, zabiera dziecko z jego rąk. Nie pojmuję, jak można spokojnie leżącego, bądź (o zgrozo!) śpiącego noworodka wyciągać z łóżeczka, czy zabierać rodzicowi z objęć tylko po to, żeby to dziecko „potrzymać”. Po co i dlaczego?!
Irytuje mnie też przekazywanie dziecka z rąk do rąk. Jest to szczególnie popularna aktywność wśród gości na wszelkich imprezach. Bo nagle każdy musi tego biednego maluszka potrzymać, przytulić i zrobić sobie zdjęcie. Dziecko płacze? No trudno, przekażę je kolejnej osobie. Rodzice? Na pewno są szczęśliwi, bo przecież im pomagamy. Dzięki temu mogą spokojnie usiąść i napić się kawy.
Otóż nigdy w takiej sytuacji nie czułam wdzięczności za tę pseudopomoc. Przeciwnie, zachowywałam maksymalną czujność licząc, że ta farsa skończy się jak najszybciej. Zgadzałam się na to jako świeżo upieczona mama, bo nie umiałam odmówić, bo nie chciałam być źle odebrana, bo nie wiedziałam, jak zwrócić komuś uwagę. Wiem, że przy kolejnym dziecku tego błędu nie popełnię. I choć niektórzy wyznają zasadę „wszystkie dzieci nasze są”, to moje dziecko wszystkich nie jest i dlatego wolę gdy ktoś, zanim wpadnie na pomysł zabrania mi go z rąk, zapyta po prostu „czy może”.
__________________________________________________________________________________________________
Najgorsze w nas matkach jest to, że nawet jeśli coś nas drażni bądź denerwuje w zachowaniu innych osób wobec nas i naszych dzieci, to często tłumimy w sobie gniew i zdenerwowanie. Bo nie wypada przecież zwracać uwagi, nie wypada narzekać, bo możemy być odebrane jako osoby niegrzeczne, niewdzięczne czy przewrażliwione.
Żalimy się więc naszymi partnerom/koleżankom/siostrom, a frustracja narasta przy kolejnej nieznośnej sytuacji. A chyba nie ma nic złego w tym, jeśli komuś w grzeczny sposób zwrócimy uwagę, by nie robił czegoś, co nam nie odpowiada? Bo tego nie lubimy, bo nie lubi tego nasze dziecko? Tylko w ten sposób możemy uniknąć kolejnych takich sytuacji w przyszłości.
A jakie zachowania wobec Waszych dzieci denerwują Was najbardziej?Dajcie znać w komentarzu!
Spodobał Ci się wpis? Zostaw po sobie ślad – skomentuj, udostępnij, powiedz o nas znajomym.
Chcesz być na bieżąco? Polub sisandkids.pl na Facebooku
Wolisz oglądać i słuchać? Obserwuj nas na Instagramie
CZYTAJ TEŻ:
6 RZECZY, KTÓRE ZASKOCZYŁY MNIE W PODWÓJNYM MACIERZYŃSTWIE
Comment
Mnie jeszcze irytują zwroty typu „Babcia zrobi, babcia da, może Zosia chce” takie mówienie o sobie w trzeciej osobie. To tak jak spotykasz kogoś kto nie umie mówić w twoim języku i wogóle kumaty nie jest. To takie traktowanie dziecka jako bezmyślne, nierozumne stworzonko.
I jeszcze usilne rady o danie smoczka. Mam swoje zasady i moje dzieci smoka nie ssały. Takie moje przekonanie i ideały. A tu słyszę „smoczek by się przydał” i to jeszcze w wersji tej zdrobniało dziecięcej.