Cztery miesiące bez Wrocławia. Trzy miesiące bez Polski.
W zupełnie nowym kraju, na „dorosłym Erasmusie” – jak sobie z mężem żartujemy, opisując naszą przygodę.
Bo to przygoda.
Jedna z większych w naszym życiu.
Niespodziewana i nieplanowana.
Taka złapana w locie okazja, po którą sięgnęliśmy z pragnienia doświadczenia czegoś innego.
Wyzwanie, rzucone oswojonej już codzienności.
Zamieszkaliśmy w Kopenhadze.
Gdy krótko po urodzeniu Ignacego, wyprowadziliśmy się z Warszawy i pojechaliśmy do nieznanego nam wówczas zupełnie Wrocławia, myślałam że nic bardziej szalonego niż ta przeprowadzka nas nie czeka. Dwa lata później okazało się, że pójdziemy krok dalej – spakujemy wszystkie rzeczy, zostawimy ukochany Wrocław i przeniesiemy się do Kopenhagi.
Kilka dni temu minęły trzy miesiące, odkąd stanęliśmy razem na duńskiej ziemi. Intensywne, pełne emocji i mieszanych wrażeń. Dużo się wydarzyło, sporo się dowiedziałam i wiele sobie uświadomiłam. Gdybym miała wypunktować najważniejsze odkrycia ostatnich miesięcy, lista wyglądałaby mniej więcej tak:
– Zrozumiałam, że choć i tak regularnie pozbywam się rzeczy, nadal mam ich za dużo, a ich obecność zwyczajnie mnie przytłacza.
– Dowiedziałam się, jak to jest tęsknić za pietruszką, cieszyć się z selera i marzyć o chlebie. Polskim chlebie.
– Pokochałam rośliny i zapragnęłam zrobić sobie w domu dżunglę (w tym temacie minimalizm nie wchodzi w grę:) ). Moja youtubowa wyszukiwarka została zdominowana przez takie frazy jak „propagation”, „from seed”, czy „regrowing”, a ja cieszę się jak dziecko z każdej małej odnóżki, wypuszczonego listka czy nowej roślinki.
– Wróciłam do śpiewania i ponownie odkryłam, jak wielką radość mi sprawia.
– Przeżyłam pierwszą w życiu Wigilię poza Polską (wcześniej testowałam tylko Wielkanoc pod palmami – historia TU).
– Pierwszy raz od dawna, mogłam cieszyć się zimą bez smogu i oddychać pełną piersią, spędzając wiele godzin na świeżym powietrzu.
– Uświadomiłam sobie, jak wiele mamy w Polsce powodów do dumy i że NAPRAWDĘ nie jest u nas źle, choć lubimy narzekać.
– Mój portfel poszerzył się o kilka rocznych kart wstępu do duńskich muzeów, a że jak wiecie sisandkids.pl patronuje akcji #muzealniaki to często (głównie na Instagramie z naciskiem na Insta-stories) będziecie mogli podglądać duńską kulturę.
– Utwierdziłam się w przekonaniu, że nie mogłabym na stałe zostawić Polski.
– Coraz bardziej tęsknimy za Wrocławiem (i Dolnym Śląskiem w ogóle), co oznacza, że tam wrócimy/będziemy wracać (w tym miejscu kiedyś skreślimy niepotrzebne, ale jeszcze nie teraz).
O wielu tych (i innych rzeczach) chcę Wam opowiedzieć, więc na blogu będą pojawiały się teksty dotyczące Danii i życia w Danii.
Nie zapominam jednak o Wrocławiu. Wciąż na sisandkids.pl znajdziecie Zestawy Familijne, a ja będę Wam mówić o fajnych kulturalnych rzeczach, które się dzieją się we Wrocku i wspierać tamtejsze inicjatywy.
Pozdrawiam Was ciepło z wilgotnej i wietrznej Kopenhagi.
Zaglądajcie koniecznie na Instagram i śledźcie Insta-stories.
Klaudia
CZYTAJ TEŻ:
Podróże małe i duże. Książki dla młodych odkrywców
Wieże z ludzi i cebulowa uczta. Tak się bawią w Katalonii, a ja…razem z nimi
Leave A Reply