Pojawiły się w naszym rodzinnym domu dawno temu i od razu je pokochałyśmy. Mama śmiała się, że to taki trochę obiad z resztek, ale takie są właśnie najlepsze. „Nelsonki” – bo tak się o nich u nas mówi, to najbardziej tajemnicze danie jakie znamy. Przepis pochodzi prosto ze szpitalnej kuchni, ale czemu nazwano je nelsonkami – tego nie wiedzą nawet szpitalne kucharki.
Żeby przygotować nelsonki potrzebujecie tylko kilka składników. Przydadzą się Wam zwłaszcza „wczorajsze” ziemniaki, z którymi nie wiadomo co zrobić, albo ugotowane na twardo jajka, których nie zdążyliście zjeść. Oczywiście wszystkie składniki możecie przygotować na świeżo, ale najlepsze w nelsonkach jest to, że dzięki nim można zrobić porządki w lodówce i wykorzystać to, co zostało, a na co zabrakło pomysłu. To co, gotowi?
„NELSONKI”
Składniki:
1 duża cebula
1 duża laska kiełbasy (w wersji dla dzieci zamieniam na szynkę z indyka)
ok. 5 ogórków kiszonych
kilka ugotowanych ziemniaków ( 6-8)
5 jajek na twardo
przyprawy: pieprz, zioła prowansalskie, papryka słodka, sól himalajska
coś do smażenia ( u mnie olej kokosowy)

Jajka, ziemniaki, cebula, kiełbasa i ogórki
Wykonanie:
Kiełbasę, cebulę, ogórki, ugotowane ziemniaki i jajka pokroić w kostkę (ziemniaki i jajka w większą kostkę). Na patelni podsmażyć kiełbasę z cebulą. Dodać ziemniaki, ogórki kiszone i na koniec jajka. Przyprawić, wymieszać delikatnie, podsmażyć wszystko chwilkę i gotowe:)
Ja robię nelsonki na dwóch patelniach – osobno wersję dla Zosi, osobno dla nas. Smażę na oleju kokosowym. Dla Zosi pomijam sól.
Klaudia zamiast ziół prowansalskich dodaje majeranku. W wersji dla dzieci używa pieczonego schabu (przepis tu) lub kabanosów z dobrym składem.
Smacznego!

Nelsonki dla małych i dużych
Leave A Reply